To najlepiej zapamiętany bon mot generała Charles’a de Gaulle’a z jego wizyty w Polsce w 1967 r.: „Niech żyje Zabrze, najbardziej śląskie miasto ze śląskich miast, czyli najbardziej polskie ze wszystkich polskich miast!”. Była to oczywiście demonstracja, która miała wesprzeć Władysława Gomułkę w jego trudnych kontaktach z Niemcami, a zwłaszcza w zabiegach u uznanie granicy na Odrze i Nysie. Ale też demonstracja zaskakująca, dokonana w mieście, które ledwie 45 lat wcześniej powstało jako wzorcowa metropolia Niemiec, wizytówka niemieckiej myśli architektonicznej i urbanistycznej.
Zabrze, które 8 września 1967 r. odwiedził prezydent Francji, wyglądało wciąż tak samo jak za niemieckich czasów, a na ulicach – pomimo dokonanej po wojnie weryfikacji narodowościowej i wysiedlenia ponad połowy mieszkańców – na co dzień słyszało się niemiecką mowę. Zaskoczenia i zdziwienia niekonwencjonalnym gestem de Gaulle’a nie kryli nawet przychylni Polsce europejscy komentatorzy. Polski biograf generała Aleksander Hall (który w Zabrzu spędził dzieciństwo) też przyznaje, że prezydent przesadził. Niestety, nie wiemy, czy francuski prezydent znał najnowszą historię Zabrza i świadomie ją zignorował, czy też przypadkiem wszedł na śliski grunt.
Po obu stronach granicy
Kiedy w 1922 r. dokonano podziału Górnego Śląska polsko-niemiecką granicą (patrz „Śląsk podzielony”, POLITYKA 24), po obu jej stronach rozpoczęła się propagandowa i inwestycyjna rywalizacja o lepsze zagospodarowanie własnej części, a w konsekwencji o korzystniejszy wizerunek polityczny. Po polskiej stronie oznaczało to szybki rozwój Katowic, które zyskały status stolicy autonomicznego województwa. W kilkanaście lat znacznie wzrosła tu liczba mieszkańców (z 57 tys.