Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Okno na wschód

Zabrze, niemieckie okno na wschód

Sterowiec Graf Zeppelin nad Hindenburgiem. Pocztówka propagandowa z 1931 r. Sterowiec Graf Zeppelin nad Hindenburgiem. Pocztówka propagandowa z 1931 r. Zbiory Muzeum Miejskiego w Zabrzu / materiały prasowe
90 lat temu Zabrze – zwane wówczas Hindenburg – zyskało prawa miejskie. Przedtem było wsią, chyba jedyną w świecie z własnymi tramwajami, elektrociepłownią i kasynem.
Jarosław Krysik/Polityka
Centrum nowego miasta, 1933 r.Zbiory Muzeum Miejskiego w Zabrzu/materiały prasowe Centrum nowego miasta, 1933 r.
Nowe dzielnice mieszkaniowe, 1934 r.Zbiory Muzeum Miejskiego w Zabrzu/materiały prasowe Nowe dzielnice mieszkaniowe, 1934 r.

To najlepiej zapamiętany bon mot generała Charles’a de Gaulle’a z jego wizyty w Polsce w 1967 r.: „Niech żyje Zabrze, najbardziej śląskie miasto ze śląskich miast, czyli najbardziej polskie ze wszystkich polskich miast!”. Była to oczywiście demonstracja, która miała wesprzeć Władysława Gomułkę w jego trudnych kontaktach z Niemcami, a zwłaszcza w zabiegach u uznanie granicy na Odrze i Nysie. Ale też demonstracja zaskakująca, dokonana w mieście, które ledwie 45 lat wcześniej powstało jako wzorcowa metropolia Niemiec, wizytówka niemieckiej myśli architektonicznej i urbanistycznej.

Zabrze, które 8 września 1967 r. odwiedził prezydent Francji, wyglądało wciąż tak samo jak za niemieckich czasów, a na ulicach – pomimo dokonanej po wojnie weryfikacji narodowościowej i wysiedlenia ponad połowy mieszkańców – na co dzień słyszało się niemiecką mowę. Zaskoczenia i zdziwienia niekonwencjonalnym gestem de Gaulle’a nie kryli nawet przychylni Polsce europejscy komentatorzy. Polski biograf generała Aleksander Hall (który w Zabrzu spędził dzieciństwo) też przyznaje, że prezydent przesadził. Niestety, nie wiemy, czy francuski prezydent znał najnowszą historię Zabrza i świadomie ją zignorował, czy też przypadkiem wszedł na śliski grunt.

Po obu stronach granicy

Kiedy w 1922 r. dokonano podziału Górnego Śląska polsko-niemiecką granicą (patrz „Śląsk podzielony”, POLITYKA 24), po obu jej stronach rozpoczęła się propagandowa i inwestycyjna rywalizacja o lepsze zagospodarowanie własnej części, a w konsekwencji o korzystniejszy wizerunek polityczny. Po polskiej stronie oznaczało to szybki rozwój Katowic, które zyskały status stolicy autonomicznego województwa. W kilkanaście lat znacznie wzrosła tu liczba mieszkańców (z 57 tys. do 134 tys.), powstały imponujące budynki publiczne (Sejm Śląski i Urząd Wojewódzki, Gmach Urzędów Niezespolonych, Biblioteka Śląska, Muzeum Śląskie), a także znakomite w formie modernistyczne dzielnice mieszkaniowe. Zyskała też Królewska Huta (w 1934 r. przemianowana na Chorzów), podówczas największe miasto śląskiej autonomii, obdarzona szeregiem inwestycji urbanistycznych i przemysłowych. Boom odnotowano w całym województwie, inwestowano w szlaki drogowe i kolejowe, a także w uzdrowiska beskidzkie. Jedno wyróżniało ów szybki rozwój polskiego Śląska: był on niemal w całości finansowany z własnego Skarbu Śląskiego, młode państwo nie musiało doń dokładać. Wprost przeciwnie, część dochodów autonomii, przekazywana do budżetu centralnego, wspomagała inne sztandarowe inwestycje tego czasu – Centralny Okręg Przemysłowy czy Gdynię.

Śląskie Trójmiasto

W niemieckiej części Górnego Śląska rozmach inwestycyjny był jeszcze większy. Rejencja opolska nie była regionem autonomicznym, więc inwestycje wspomagało państwo. Republika Weimarska, obciążona gigantycznymi wojennymi reparacjami i kontrybucjami, pogrążała się w kryzysie gospodarczym, społecznym i politycznym. Jednak kwestia górnośląska należała do tych priorytetów, które realizować trzeba było za wszelką cenę. A projekt był naprawdę śmiały: utworzenie tuż przy niemiecko-polskiej granicy swoistego okna na wschód, wielkiej, nowoczesnej, docelowo nawet milionowej metropolii, świadczącej o potędze niemieckiej gospodarki i kultury. Miała dowieść, że dokonany przez zwycięskie mocarstwa podział Górnego Śląska był błędem, że Polska nie jest w stanie twórczo wykorzystać podarowanego jej skarbu, który w niemieckich rękach rozkwita. Propagandowy wyścig z polską autonomią trzeba było wygrać skalą, rozmachem, nowoczesnością i architektonicznym wizjonerstwem wyprzedzającym epokę.

Zamysł zakładał połączenie w jeden organizm dwóch dużych miast górnośląskich: Gliwic (Gleiwitz) i Bytomia (Beuthen), oraz leżącej pomiędzy nimi osady przemysłowej Zabrze, ledwie kilka lat wcześniej (w 1915 r.) przemianowanej na Hindenburg. W efekcie miało powstać Trójmiasto (Dreistadt), z centrum administracyjnym, kulturalnym i komunikacyjnym w Hindenburgu, niemalże przyklejonym do polsko-niemieckiej granicy. Pierwszym aktem było nadanie gminie praw miejskich (1 października 1922 r.) – co właściwie sankcjonowało stan faktyczny. Zabrze – po wchłonięciu kilku okolicznych gmin – już przed I wojną światową liczyło ponad 50 tys. mieszkańców i było prawdopodobnie największą wsią (bo jeszcze bez praw miejskich) ówczesnej Europy. I zapewne jedyną z własną elektrociepłownią, komunikacją tramwajową, oświetleniem ulicznym, a nawet kasynem. Zarazem jedną z nielicznych wsi-siedzib powiatu (od 1871 r.). W samym centrum gminy piętrzył się las ponad stu przemysłowych kominów, wyrastających nad kopalniami, siłowniami, młynami, browarami, hutami, walcowniami i koksowniami. Już wcześniej część miejscowych elit zabiegała o podniesienie Zabrza do rangi miasta, jednak bezskutecznie. Przyczyna była przyziemna: gminy wiejskie miały się w państwie pruskim lepiej, bo były obciążane mniejszymi podatkami – nie wszyscy więc chcieli tej zmiany.

Po 1922 r. rozwój nowego miasta przebiegał etapami. Szybki przyrost ludności (w pierwszym etapie do 100 tys.) miało dać włączenie w jego granice kilku okolicznych gmin, a także intensywne osadnictwo. Po podziale regionu ponad 200 tys. Ślązaków (nazywanych optantami) wyraziło zamiar przeniesienia się na drugą stronę granicy (z polskiej na niemiecką lub odwrotnie). W polskiej autonomii wybierali różne miasta, w części niemieckiej zaplanowano osiedlanie ich w Hindenburgu. Na obrzeżach centrum wybudowano dla nich osiedla, stopniowo rozwijane w całkiem atrakcyjne dzielnice mieszkaniowe wyposażone w pełną infrastrukturę socjalną i rekreacyjną.

Architektoniczna awangarda

Ale przede wszystkim zmienić się miało wizualne oblicze miasta. W następnych kilkunastu latach przez Hindenburg przewinęła się praktycznie cała czołówka niemieckich architektów i urbanistów, po których zostały dzieła wybitne, do dziś umieszczane w leksykonach i albumach. Hotel Admiralspalast, do dziś najbardziej charakterystyczny budynek Zabrza, to dzieło autorskiej spółki Richard Bielenberg i Joseph Moser. Jeden z najwybitniejszych twórców architektury sakralnej Dominikus Böhm stworzył m.in. unikatowy kościół św. Józefa, a także gmach miejskiej kasy oszczędności (Stadtsparkasse). Berliński architekt i scenograf Hans Poelzig wespół z Carlem Breuerem zaprojektowali imponujące city (to założenie, zaplanowane na lata 40., nie doczekało już realizacji). Pełna lista dzieł jest długa, co roku przybywało obiektów użyteczności publicznej, szkół, hoteli, banków, szpitali, kąpielisk, instytucji kultury, parków, ogrodów botanicznych – każdorazowo projektowanych z wielką starannością i smakiem. Miasto wchłaniało kolejne gminy, a tym, które zachowały administracyjną odrębność, przypisywano funkcje służebne wobec metropolii. W leżącej między Zabrzem a Bytomiem Rokitnicy powstał kompleks szpitalno-sanatoryjny, który w międzywojniu rozbudowano jako zaplecze lecznicze całej aglomeracji (do dziś stanowi bazę Śląskiego Uniwersytetu Medycznego).

Rozwijało się całe Trójmiasto. Połączono je czteropasmową bezkolizyjną obwodnicą, która była zwieńczeniem autostrady prowadzącej z Berlina przez Wrocław na Górny Śląsk. Przez wszystkie trzy miasta biegła też średnicowa linia kolejowa. Stopniowo integrowano sieć energetyczną, gazowniczą i wodociągową, a także komunikację tramwajową i autobusową skoncentrowaną w kilku wielkich zajezdniach. Od 1925 r. aglomeracja zyskała regularne połączenie lotnicze z Berlinem z międzylądowaniem we Wrocławiu; w Gliwicach powstało duże lotnisko, przystosowane do lądowania wszystkich ówczesnych statków powietrznych. W ramach wielkiego propagandowego lotu 4 lipca 1931 r. wylądował na nim sterowiec Graf Zeppelin, witany przez ponad 200 tys. widzów.

W tymże 1925 r. w Gliwicach zbudowano radiostację wyposażoną we własne studio, urządzenia nadawcze i maszt antenowy. Miała być skutecznym medium propagandowym dla niemieckiej części Górnego Śląska – trudno więc zgadnąć, dlaczego nigdy nie uruchomiono tu stałego własnego programu, ograniczając się do retransmisji sygnału z rozgłośni wrocławskiej (krótki program własny szedł w eter tylko sporadycznie). Nie zrobiono tego nawet wówczas, gdy w 1927 r. po polskiej stronie ruszył program Radia Katowice, którego lwią część zajmowała polityczna propaganda.

Koniec prosperity

Kiedy władzę w Niemczech zdobyła hitlerowska NSDAP – błyskawicznie, zaledwie w cztery lata, powstała nowoczesna droga wodna, łącząca Trójmiasto z Berlinem i Bałtykiem – Adolf-Hitler-Kanal (dziś Kanał Gliwicki) z dużym portem śródlądowym. Imię führera otrzymał też nowy kompleks sportowy ze stadionem, wzniesiony w 1934 r. w Hindenburgu w ramach akcji Kraft durch Freude (siła przez radość).

Jednak wybuch wojny przerwał rozpisany na dziesięciolecia rozwój Trójmiasta – głównie z powodu skierowania wysiłku gospodarczego państwa na tory militarne. Ale też z powodu zmiany politycznego otoczenia: z chwilą przyłączenia do Rzeszy całego Górnego Śląska propagandowa przygraniczna metropolia nie była już potrzebna. Rozbudowa Hindenburga została więc wstrzymana, poza dokończeniem kilku najbardziej zaawansowanych inwestycji. Przerwano nawet budowę autostrady, pozostawiając w polu dziesiątki niedokończonych mostów i wiaduktów.

Kiedy w 1945 r. cały region przypadł Polsce, Zabrze pod nową-starą nazwą było w niespełna pół drogi swego zamierzonego rozwoju. Nikt nie miał pomysłu, jak ten potencjał zagospodarować. Z oczywistych przyczyn politycznych nie można było kontynuować zaplanowanych przed wojną inwestycji. Najbardziej radykalny pomysł – na szczęście zarzucony – przewidywał zburzenie niemieckich dzieł architektonicznych. Potem postanowiono przyćmić je nową, socrealistyczną zabudową – jej pierwszym i... jedynym owocem był znany w całej Polsce Dom Muzyki i Tańca autorstwa Zygmunta Majerskiego i Juliana Duchowicza. Ta idea upadła wraz z całym socrealizmem, nowa nigdy nie powstała – bo trudno za ideę uznać betonowe blokowiska wzniesione na obrzeżach miasta w latach 70. i 80. Po upadku PRL ze ścisłego centrum znikł las przemysłowych kominów i hale wielkiej huty. Zastąpił je, a jakże, hipermarket.

Polityka 39.2012 (2876) z dnia 26.09.2012; Historia; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Okno na wschód"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Andrew Scott: kolejny wielki aktor z Irlandii. Specjalista od portretowania samotników

Poruszający film „Dobrzy nieznajomi”, brawurowy monodram „Vanya” i serialowy „Ripley” Netflixa. Andrew Scott to kolejny wielki aktor z Irlandii, który podbija świat.

Aneta Kyzioł
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną