Około 120 km na północ od Rzymu i 12 km od Morza Tyrreńskiego znajdują się resztki bogatego niegdyś Vulci – jednego z najważniejszych miast etruskich. Podczas gdy etruskie Arezzo, Cortona czy Perugia istnieją do dziś, to Vulci, po klęskach zadanych przez Rzymian w III w. p.n.e., stopniowo pustoszało, by przestać istnieć po zniszczeniach Saracenów. Dopiero odkryte w końcu XVIII w. pełne waz greckich groby przypomniały o znaczeniu miasta w VII i VI w. p.n.e.
Niektóre grobowce do dziś przyciągają uwagę uczonych i turystów, o innych świat zapomniał i nikt nie pamięta nawet, gdzie się znajdowały. Dwa lata temu Carlo Casi, kierownik parku archeologicznego w Vulci, rozpoczął akcję ich poszukiwania. Na razie nie udało mu się ich namierzyć, ale za to odkrył aż 22 nowe. Jeden z większych wykonano dla zamożnej rodziny w VII w. p.n.e.
Kompleks grobowy ktoś ograbił, ale nie całkowicie. Archeolodzy natrafili na czarne naczynia bucchero, okucia powozu i rzędu końskiego oraz dwie srebrne ręce z pozłacanymi paznokciami. Według Casi są one pozostałością okładziny drewnianego posągu (tzw. sphyrelaton), który symbolizował zmarłego i chronił jego duszę. Tego typu rzeźby znajdowano już wcześniej, z reguły jednak były z brązu i przedstawiały mężczyzn, ta zaś mogła należeć do kobiety, o czym świadczy jakość wykonania oraz znalezione w grobie resztki barwnej tkaniny, zapinki, a także złote, bursztynowe i kościane paciorki.
Według polskiego etruskologa prof. Witolda Dobrowolskiego odkrycie jest interesujące, choć znalezione ręce wcale nie musiały być częścią rzeźby. – Ręce nie mają nitów mocujących, które widać na okładzinach innych sphyrelatonów, dlatego mogły stanowić część urny w kształcie zmarłego z doprawioną głową i doczepionymi rękami z blachy. Nic też nie wskazuje na to, że są to dłonie kobiece, jedynym pewnym potwierdzeniem byłyby tylko resztki kobiecego szkieletu.