Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Uwaga na agentów

Była posłanka Beata S. skazana

Wyrok skazujący w sprawie byłej posłanki Beaty S. (trzy lata więzienia) i burmistrza Helu Mirosława W. (dwa lata w zawieszeniu) najbardziej ucieszył agenta Tomka, czyli obecnego posła Tomasza Kaczmarka. Sąd uznał jego metody za dopuszczalne.

Wyrok nie jest prawomocny, skazani bez wątpienia będą się odwoływać. Prawdziwe przesłanki, jakimi kierował się warszawski sąd ferując swój werdykt poznamy, kiedy powstanie pisemne uzasadnienie. Wygłoszone na gorąco powody, dla których skazano byłą poseł i burmistrza, chociaż z wyrokami podobno nie należy dyskutować, bez wątpienia dyskusję wywołają. Sąd usankcjonował bowiem wynalazek Centralnego Biura Antykorupcyjnego z czasów rządów PiS – każdy jest podejrzany i na każdego można urządzić zasadzkę. Inaczej mówiąc, to nowa wersja słynnej formuły stalinowskiego prokuratora Andrieja Wyszyńskiego : „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

Posłankę S. wciągnięto w misterną prowokację. Agent pod przykryciem, udający biznesmena, omotał ją (sąd uznał, że nie uwiódł, jak twierdziła ona sama) i poprowadził jak zdradliwy przewodnik prosto do przepaści. Nie została wytypowana wcześniej, nie była przecież podejrzana o korupcję, nie było przeciwko niej dowodów, świadków, podobnie jak osób, które padłyby ofiarą jej łapczywości. Oko Tomasza Kaczmarka padło na nią zupełnym przypadkiem.

Takie działanie jest niezgodne nie tylko ze sztuką policyjną, ale i z przepisami obowiązującymi w świecie przykrywkowców. Kaczmarek, były policjant, dopiero w CBA kierowanym przez Mariusza Kamińskiego złapał wiatr w żagle. Gdyby był policyjnym agentem pod przykryciem, nie mógłby osaczać osób o nic niepodejrzewanych, czyli mówiąc językiem funkcjonariuszy, nie tkwiących w korupcyjnym łańcuchu. W CBA dano mu przyzwolenie na swobodną twórczość, więc dopadł Beatę S. i Mirosława W.

Posłanka, jak uznał sąd, za łatwo dała się wciągnąć. Przyjęła prezenty i pieniądze, okazała zachłanność.

Reklama