Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Seria poślich wrażliwości

Protasiewicz i Kurski, czyli sztuka zagłuszania emocji

Mirosław Gryń / Polityka
Żyjemy w czasach, w których wagę emocji wywindowaliśmy pod samo niebo. Lecz jednocześnie chyba nigdy jeszcze nie byliśmy wobec nich tak bezradni.

Poseł Jacek Protasiewicz na lotnisku odegrał scenariusz głośny, ale schematyczny. Znieczulił się nieco, po czym wystąpił w mniej drastycznej wersji tego, co często widuje się w tabloidach – gdy to człowieka w podkoszulku i kapciach wyprowadzają z bloku po tym, jak rzucił się z siekierą na sąsiadów. Coś się przelało, coś się skanalizowało. Poszło. Poseł Protasiewicz – nie tak znów trzeźwy – wykrzykiwał do celnika na lotnisku pełnym ludzi coś o „Heil Hitler!” i Auschwitz, wymachując paszportem dyplomatycznym.

Mniej więcej w tym samym czasie inny poseł, Jacek Kurski, wybrał się aż na Majdan, bo tam były emocje. Na fotkach z ręki jest więc ukraińska rewolucja – z wpisanymi w tę historię nadziejami, lękiem, śmiercią ludzi – plus poseł, zgrabnie wkomponowany w barykadę z opon. Oba przypadki wpadły do jednego worka. Kurskiemu oberwało się, że kretyn, w przypadku Protasiewicza internet orzekł, że idiota. Nie wykazali umiejętności obsługi emocji na podstawowym poziomie.

A żyjemy w czasach, w których wagę owych emocji wywindowaliśmy pod samo niebo. Wylewają się zewsząd, meblują ramówki telewizyjne, nabijają oglądalność w internecie i robią sprzedaż tabloidom. Lecz jednocześnie chyba nigdy jeszcze nie byliśmy wobec nich tak bezradni. Bo choć szukamy ich wszędzie (choćby w teoriach spiskowych), eskalujemy (nawet na okładkach tak zwanych tygodników opinii) albo wręcz podciągamy je do rangi sztuki (womitalne instalacje o koszmarności świata w muzeach), to na naszą własną emocjonalność miejsca brak.

Bo własne emocje codzienne wydają się nam wręcz groźne – i taki jest właśnie kulturowy przekaz. Więc na smutek – tabletka. Na raka – frazesy, że co nie zabije, to wzmocni.

Reklama