Diabliki w oczach Antoniego
Macierewicz pokazał się w Chicago. Jakie są plany PiS wobec „zdrajcy” Tuska?
Macierewicz porównał byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego do Bieruta i Bermana. Zapytany, czy Donald Tusk był agentem STASI, odrzekł z filuternym diablikiem w oczach, że na to miłe pytanie odpowiedź „państwu zostawię, żebyście po czynach sami sobie odpowiedzieli”. Zapowiedział, że po wyborach zostanie skompletowana lista osób winnych zamachu smoleńskiego i znajdą się na niej nie tylko Rosjanie. Także po wyborach powinien trafić do publiczności aneks do raportu z likwidacji WSI (bo aktualna pani premier go nie podpisze). A dodatkowo podzielił się pomysłem, zgodnie z którym miejsce po wyburzonym Pałacu Kultury powinien zająć warszawski Łuk Triumfalny, czyli kolumna chwały wojska polskiego.
W Chicago Macierewicz miał prawdziwy benefis, sala był ukontentowana, a bohater wieczoru błyszczał jak za dawnych lat. Z jednej strony to, co mówił brzmiało jak skecz kabaretowy, ale pobrzmiewały też złowieszcze tony. Słuchając Macierewicza, można było odbyć skok w czasie, do okresu IV RP w latach 2005–2007. Dał przedsmak tego, co nas czeka po wygranych przez PiS wyborach. Jednych to raduje i już nie mogą się doczekać, innych przeraża, bo dobrze pamiętają, co się wtedy działo.
Najciekawsze, jak ostatni występ wiceszefa PiS i zarazem kandydata na ministra obrony narodowej wpłynie na notowania tej partii w sondażach przedwyborczych. Dotychczas PiS szybował wysoko, co mogło wynikać nie tylko ze słabej pamięci wielu obywateli, ale i ukrycia za kulisami Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza. Beatę Szydło można było traktować jako przedstawicielkę nowego, bardziej wyważonego pokolenia polityków PiS. Zawsze lekko nadąsana, a przy tym trochę monotonna w swoich tyradach, ale jednak nie wygadywała aż takich głupstw.