Jak wyprzedzająco donosiły „Wiadomości” TVP, rezolucja Parlamentu Europejskiego, wzywająca rząd RP do respektowania konstytucji i zaleceń Komisji Weneckiej, to intryga przegranych (a jakże sprawnych) polityków PO, „którzy zabiegają o nałożenie sankcji na Polaków”. Sama rezolucja jest zresztą pisana przez Niemki, z których co najmniej jedna miała dziadka w Wehrmachcie, a druga jakieś problemy w radzie miejskiej. Gdyby ta argumentacja nie starczała, jest jeszcze kolejny przekaz dnia: Polska naruszyła potężne zagraniczne interesy, wstała z kolan, więc teraz instytucje europejskie w odwecie naruszają naszą suwerenność i ingerują w wewnętrzne sprawy.
Dla ludzi pamiętających PRL ta paplanina to rozczulający powrót do przeszłości. Odrzucanie ingerencji Zachodu w wewnętrzne sprawy państw socjalistycznych było kanonem ówczesnej propagandy, z której wzorów TVP czerpie bez opamiętania. Suwerenność interpretowano jako prawo władzy do robienia na swoim terytorium i ze swoimi obywatelami co zechce. Opozycja demokratyczna, informująca zachodnie rządy i instytucje o postępowaniu władz, była oskarżana o zdradę (jak płk Kukliński czy działacze KOR). Że analogia jest zbyt odległa? Fakt, obecny rząd, w odróżnieniu od peerelowskiego, ma mandat demokratyczny, ale przecież zarzuty są takie, że po wyborach stawia się ponad demokracją. A władza, która ostentacyjnie nie szanuje ani konstytucji, ani obywateli, odbiera sobie prawo do szacunku i lojalności.
Dramatycznie szybko tracimy reputację. W „Rzeczpospolitej” czytałem o nas korespondencję z Australii. Wpływowy „The Guardian” raczył zauważyć, że „nowy rząd Polski jest komiczny, ale sam spektakl już nie.