Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Rewolucja Gowina

Gowin przedstawił flagowy projekt zmian w szkolnictwie wyższym. PiS to poprze?

Narodowy Kongres Nauki to opus magnum dotychczasowej ministerialnej działalności Jarosława Gowina. Narodowy Kongres Nauki to opus magnum dotychczasowej ministerialnej działalności Jarosława Gowina. Cole Keister / Unsplash
Głównym celem nowej ustawy jest doszusowanie do czołówki europejskich uczelni. Ale czy w ogóle zostanie uchwalona?

Za nami drugi dzień Narodowego Kongresu Nauki w Krakowie. Ma on podsumować trwającą od roku debatę środowiskową. Dodatkowo ministerstwo przedstawiło swój flagowy projekt, jakim jest tzw. Ustawa 2.0.

Głównym celem nowej ustawy jest doszusowanie do czołówki europejskich uczelni. Będzie to trudne, zważywszy na miejsca, które dziś w rankingu szanghajskim zajmują jedyne obecne na liście polskie uczelnie: Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski. Oczywiście, brutalne dla polskiego szkolnictwa wyższego rankingi uwzględniają tylko niektóre aspekty działalności uniwersytetów, ale świat po prostu nie stworzył lepszych mierników jakości.

Ustawa na całe zło

Środowisko akademickie jest raczej zgodne: pomysły ministra Gowina to słuszny kierunek. Z tą różnicą, że pomysły nie do końca pochodzą od samego ministra. Narodowy Kongres Nauki poprzedziło dziewięć konferencji dotyczących najróżniejszych aspektów życia akademickiego, takich jak finansowanie uczelni czy relacja między nauką a gospodarką. Dodatkowo trzon ustawy został ustalony na podstawie konkursów: wygrały go Uniwersytet SWPS, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu i Instytut Allerhanda. Na ich podstawie opracowano założenia „ustawy 2.0” – jest to więc projekt głównie ekspercki, a nie partyjny, do czego rządy obozu Zjednoczonej Prawicy nie przyzwyczaiły Polaków.

Ponadto „ustawa 2.0” to legislacyjny gigant, który dotyka wszystkich aspektów życia akademickiego. Ustawa zwiększa autonomię uczelni, reguluje status „rady uczelni” i nowe zasady wyboru rektorów. Wbrew obawom nie będą oni wybierani podług partyjnego klucza. Wytypuje ich senat uczelni lub kolegium elektorów wybrane przez wspomnianą radę uczelni. Niepokój może budzić zapis mówiący o tym, że 50 proc. członków ma pochodzić spoza uczelni – ustawa jednak nie precyzuje, skąd.

Prawdopodobnie chodzi o urzędników ratusza lub urzędu marszałkowskiego, ale nie jest to nic pewnego.

Akademicy powinni być zadowoleni z zaprojektowanych dodatkowych strumieni finansowania, tzn. konkursów „Inicjatywa doskonałości – uczelnia badawcza” i „Regionalnej inicjatywy doskonałości”. Zostanie zastosowana nowa klasyfikacja dziedzin i dyscyplin, oparta na anglosaskiej klasyfikacji OECD. Ograniczy ona liczbę dyscyplin ze 102 (największa liczba w Europie) do 41. Być może ucierpi na tym taki kierunek jak choćby kulturoznawstwo, w którym nie da się wskazać dokładnego obszaru badań. To jednak okaże się dopiero w przyszłości.

Mieszane odczucia wobec ustawy ma dr Andrzej Kompa, prodziekan wydziału filozoficzno-historycznego Uniwersytetu Łódzkiego. – Cieszy np. fakt oceny parametrycznej uczelni jako całości, w obrębie poszczególnych dyscyplin, dzięki czemu uniknie się niesprawiedliwych porównań. Z drugiej strony, jeśli na bazie tak tworzonej oceny dyscyplinarnej będzie się opierać strukturę uczelni, istnieje zagrożenie zniszczenia tworzonych przez lata interdyscyplinarnych tożsamości wydziałowych. Martwi też oddalenie demokracji uczelnianej od poziomu pojedynczego pracownika akademii – jego wpływ na senat czy kilkuosobową radę nadzorczą będzie znacznie mniejszy niż np. na szczeblu wydziałowym.

Nie mając do czynienia na co dzień z życiem uniwersytetu, trudno się połapać w całej tej buchalterii. Najważniejsze, że została stworzona przestrzeń dla żywego dialogu. Środowisko nie zostanie zaskoczone przygotowaną przez anonimowych urzędników ustawą z dnia na dzień.

Kaczyński ma zastrzeżenia wobec ustawy

O ile do uchwalenia ustawy dojdzie. Narodowy Kongres Nauki to opus magnum dotychczasowej ministerialnej działalności Jarosława Gowina. A z Gowinem wiadomo, jak jest. Niby już jest „nasz”, ale jeszcze przed chwilą był „ich”, pochodzi ze środowiska „Tygodnika Powszechnego”, a to w rozumieniu PiS jest tak katolickie jak Fryderyk Engels, no i popełnił grzech śmiertelny, hamletyzował.

Fakt, że po uchwaleniu przez Sejm ustawy o Sądzie Najwyższym Jarosław Gowin zamiast wybuchnąć szczerą, niepohamowaną radością, zasępił się, zgarbił, schował w sobie i patrzył w dal nieprzytomnym wzrokiem (jak łania w reflektor – dodaliby złośliwi), budzi wśród akolitów dobrej zmiany zgorszenie. „Dziwi mnie, dlaczego premier przedstawia projekt, którego nie zna ani rząd, ani klub parlamentarny, który ma go uchwalić” – mówił szef klubu PiS Ryszard Terlecki w radiowej Trójce. Gowin odpowiedział, że prezes Kaczyński zna założenia ustawy i że mu się one podobały. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek pospieszyła jednak donieść, że „prezes miał zastrzeżenia”.

Ziarno niepewności zostało zasiane. Gdyby PiS nie poparł ministerialnego projektu, powinno to oznaczać koniec mariażu PiS i Polski Razem. Wątpliwe, żeby środowisko akademickie wybaczyło Gowinowi fakt, że zaangażowanie i praca naukowców poszły na marne.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną