Ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa idą do prezydenta, który dostał władzę w Sądzie Najwyższym, ale nie jest to władza niepodzielna. Przyznanie prezydentowi kompetencji niewymienionych w konstytucji wymaga bowiem kontrasygnaty premiera – czyli de facto prezesa partii rządzącej. Tak jak utworzenie rządu Morawieckiego zależy od akceptacji prezydenta. Tyle w Rzeczpospolitej PiS zostało z mechanizmu checks and balances, czyli wzajemnej kontroli i równoważenia się władz: „równoważenie” zredukowane do wzajemnej kontroli władzy wykonawczej. A ponieważ pochodzi ona z jednego ugrupowania, to osiągnęliśmy właśnie stan z czasów ponoć minionych. W dniu przyjęcia ustaw sądowych przez Sejm Komisja Wenecka wydała opinie, w których regulacje te uznała za zagrażające wymiarowi sprawiedliwości. Podobnie jak przejęcie prokuratury przez członka rządu – ministra sprawiedliwości.
Co się stanie, gdy ustawy o SN i KRS wejdą w życie? Partia przejmie władzę nad Sądem Najwyższym, czyli ostatnim ośrodkiem kontroli konstytucyjności prawa. I ostatnią instancją sądową, której orzecznictwo decyduje o tym, jak prawo działa w praktyce. Przejmie kontrolę nad obsadzaniem stanowisk sędziowskich i asesorskich przez KRS, a także nad opiniowaniem projektów prawa regulującego działanie wymiaru sprawiedliwości.
W nowym roku – po 30 dniach od publikacji – wejdzie w życie ustawa o KRS. 15 sędziów straci w niej miejsca. A po wymianie i prezesa SN, i – ewentualnej – prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego także ich miejsce zajmą sędziowie wskazani przez partię rządzącą. W ten sposób obóz władzy będzie miał co najmniej 20 na 25 członków w KRS. A jeśli opozycja i Kukiz’15 nie zechcą zgłosić lub nie zdołają przegłosować swoich kandydatów do KRS – co najmniej 23 miejsca (licząc obecnie zasiadających tam parlamentarzystów PiS, ministra sprawiedliwości i przedstawiciela prezydenta).