Dziecko w czasie
Rozmowa z Richardem Linklaterem o 12-letniej pracy nad filmem „Boyhood”
Janusz Wróblewski: Kiedy właściwie wymyślił pan „Boyhood”?
Richard Linklater: – Rok przed realizacją „Przed zachodem słońca” – drugiej części słonecznej trylogii. W 2002 roku traktowałem oba te projekty jako dopełniające się, niemal bliźniacze. Ethanowi Hawke’owi urodził się wtedy syn. Prosto z planu w Paryżu weszliśmy w produkcję „Boyhood”. W trakcie 12 lat pracy nad tym filmem – już nie pamiętam – ale nakręciłem jeszcze chyba 8 lub 9 innych pełnometrażowych fabuł.
Tematem słonecznej trylogii jest upływ czasu. W „Boyhood” podobnie. Powraca pan obsesyjnie do tego wątku.
Obsesja to niewłaściwe sformułowanie. Uważam, że percepcja, sposób postrzegania świata, wiąże się z przemijaniem. Ono stanowi esencję doświadczenia, a w związku z tym również opowiadania o nim. Dotknięcie upływu czasu w bezpośredni, realistyczny sposób daje poczucie obcowania z tajemnicą.
Ukończenie pracy nad tak ambitnym i długofalowym eksperymentem musiało być dla pana smutne.
Niekoniecznie. Mam poczucie satysfakcji, że się udało. Ellar Coltrane, który gra główną rolę, przeżył to znacznie mocniej. Dla niego skończyła się jakby cała epoka, długa podróż przez dzieciństwo i młodość. Ostatni klaps niemal złamał mu serce. W tym momencie postać Masona definitywnie oddzieliła się od niego. Wszystko zaczęło biec własnym torem. Oglądając gotowy film, był niesamowicie poruszony i wzruszony. Wielu rzeczy już nie pamiętał. W głowie zachował inne wspomnienia niż te, które zobaczył za ekranie.
Dziwne, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, by użyć tych samych aktorów na przestrzeni wielu lat i pokazać przemianę.