To jednak nie ta wielość i programowa obfitość decyduje o znaczeniu Europejskiej Stolicy Kultury. Stolica ma być nie tylko miastem atrakcji przyciągającym swoich mieszkańców i gości z całego świata do dobrej zabawy i przeżywania wrażeń estetycznych. Musi także promieniować, być źródłem kulturotwórczej energii wyrażającej się w nowych ideach, innowacjach społecznych i kulturowych, przedsięwzięciach artystycznych łamiących dotychczasowe schematy postrzegania świata.
Wrocław, miasto o złożonej, bogatej, lecz i trudnej historii, zawsze miał poczucie swej metropolitalności, którą najpełniej wyrażał w sferze ducha i intelektu. Ważny ośrodek naukowy mogący odwoływać się do wielkiej tradycji lwowskiej szkoły matematycznej, jedno z najważniejszych centrów rozwoju polskiej informatyki… A to tylko dwa spośród wielu spektakularnych przykładów wrocławskiego potencjału rozwijanego we wrocławskich uczelniach i instytutach. Ambicje miasta w tej przestrzeni najlepiej wyraża Wrocławskie Centrum Badań EIT+, miejsce gdzie w oparciu o najnowocześniejszą infrastrukturę badawczą rozwijane są technologie XXI w.
Z innych jednak względów znajdujący się w okresie powojennym za żelazną kurtyną Wrocław stał się miejscem rozpoznawalnym na kulturalnej mapie świata. Najłatwiej oczywiście przypomnieć zjawisko Jerzego Grotowskiego. Jack Lang, legendarny francuski minister kultury, wspominał podczas wizyty w Polsce kilka lat temu swą studencką pielgrzymkę do Wrocławia. Dla młodego adepta sztuki teatralnej spotkanie z Grotowskim miało kluczowe znaczenie formacyjne, było swoistym rytuałem przejścia.
Nie chodzi jednak o mitologizowanie wrocławskiego genius loci, choć też trudno ustrzec się takiej pokusy. Mitotwórczy potencjał wrocławskiej przeszłości doskonale pokazuje wystawa „Dzikie Pola.