Protestowałbym
Grammy jak Oscary zbyt białe? Twórcy tzw. czarnej muzyki bez najważniejszych trofeów
Głośno było ostatnio o protestach przy okazji nominacji do Oscarów. Chodziło o pominięcie afroamerykańskich twórców filmowych. Z Grammy – przynajmniej teoretycznie – jest inaczej. Co roku uhonorowanych zostaje wielu artystów z kręgu tzw. czarnej muzyki. Problem w tym, że rzadko oddaje to w pełni ich pozycję w świecie muzycznym. A w tym roku bez dużej przesady można powiedzieć, że – biorąc pod uwagę dominację R&B i hop-hopu – zostali z nagród w głównych kategoriach w praktyce ograbieni.
Trofeum za piosenkę roku dostał Ed Sheeran, nawiązujący zresztą do czarnej tradycji w drugorzędnej soulowej balladzie „Thinking Out Loud”. Statuetka za nagranie roku dla Marka Ronsona i Bruno Marsa – przyznana za zgrabne skądinąd „Uptown Funk” – to policzek dla pominiętego, choć nominowanego w tej samej kategorii D’Angelo (dostał dwie nagrody w kategoriach gatunkowych R&B). W kategorii Najlepsze nagranie taneczne uhonorowanie Skrillexa i Diplo w utworze z udziałem Justina Biebera oznaczało odrzucenie dużo ciekawszego artystycznie nagrania czarnoskórego Flying Lotusa z Kendrickiem Lamarem. Ale zdecydowanie największy problem tegorocznych Grammy to brak statuetki za płytę Kendricka Lamara „To Pimp a Butterfly” w najważniejszej kategorii – Album roku – w której zwyciężyła Taylor Swift dzięki płycie „1989”.
„To Pimp a Butterfly” – o którym obszernie pisaliśmy w POLITYCE i który wyróżniliśmy tytułem płyty roku w naszym redakcyjnym podsumowaniu – to album szczególny.