Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Zaraza puchnie i wybuchnie

Maria Peszek o swojej najnowszej płycie i muzycznych inspiracjach

„Nie wolno mi stać się twarzą żadnej grupy społecznej, partii, władzy czy opozycji, nie mogę do niczego nawoływać ani odpowiadać na ściśle polityczne pytania. Boję się tego przekroczenia, chociaż wiem, że ono jest pewnie przede mną. Czuję, że dla artysty to śmierć”. „Nie wolno mi stać się twarzą żadnej grupy społecznej, partii, władzy czy opozycji, nie mogę do niczego nawoływać ani odpowiadać na ściśle polityczne pytania. Boję się tego przekroczenia, chociaż wiem, że ono jest pewnie przede mną. Czuję, że dla artysty to śmierć”. Zuza Krajewska/Warner Music Poland
Rozmowa z Marią Peszek o strachu i artystycznej reakcji na ten strach, w przeddzień premiery płyty „Karabin”.
„Zdarza mi się słyszeć, że jestem autorytetem albo antyautorytetem. Bo coś próbuję innym od siebie powiedzieć. Z tym też mam kłopot”.Zuza Krajewska/Warner Music Poland „Zdarza mi się słyszeć, że jestem autorytetem albo antyautorytetem. Bo coś próbuję innym od siebie powiedzieć. Z tym też mam kłopot”.

Jacek Żakowski: – Boi się pani?
Maria Peszek: – Nie.

Ale śpiewa pani, że się pani boi: „Ja tylko mówię/że się boję/gdy słyszę słowa/jak naboje”.
Bo rzeczywistość jest przerażająca. Ale prywatnie już się nie boję. Jestem szczęśliwa.

A „słowa jak naboje”?
Chciałam zrobić płytę o nienawiści. Po poprzedniej płycie i naszej poprzedniej rozmowie (POLITYKA 39/12) doświadczyłam jej bardzo mocno. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego u nas tej nienawiści jest tyle.

„Dziś dziś do mnie w internecie/zniszczę cię zaje...ię i spuszczę w klozecie/śmierdzisz lesbą ty lewackie ścierwo/masz coś z głową suko, dojdę cię na pewno”. Takie listy do pani przychodzą?
Do pana pewnie też.

Do mnie raczej, że pedał...
Jeszcze pewnie, że Żyd, komuch, agent. Czyli polski standard. Chciałam o tym fenomenie polskiej nienawiści opowiedzieć. Żeby opowiedzieć, musiałam się więcej dowiedzieć. Czytałam i podróżowałam po miejscach związanych z nienawiścią. Parę tygodni mieszkałam w Phnom Penh. Okna miałam na więzienie Tuol Sleng, w którym urzędowali kaci Pol Pota. Bardzo chciałam zrozumieć, co to jest za historia, że w jakimś miejscu nagle zaczynają się dziać takie rzeczy.

I co pani zrozumiała?
Trudna sprawa. Czytając o Pol Pocie, Tutsi i Hutu, Jedwabnem, wracając do „Jądra ciemności” i „Władcy much”, zrozumiałam tylko, że nienawiść nie jest przypisana do konkretnych osób albo miejsc. To jest część człowieczeństwa.

Polityka 9.2016 (3048) z dnia 23.02.2016; Kultura; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Zaraza puchnie i wybuchnie"
Reklama