pod prąd
Dwa strzały, które padły w Chlumcu, są pierwszymi strzałami w wojnie wypowiedzianej przez Radka i Pepę Mašínów „dyktaturze proletariatu”, tak, tak, to wojna, komuniści głoszą przecież „bezkompromisową walkę klas, walkę na śmierć i życie”, są uzbrojeni w paragrafy, mają na swoich usługach donosicieli, aparat partyjny, milicję i służbę bezpieczeństwa, nie brak im też niezbędnej do tego celu zuchwałości.
Mašínowie nie urodzili się po to, żeby grać rolę politycznych popychadeł, mają zwyczaj oddawać każdy cios, tak więc w uzdrowiskowej miejscowości Podiebrady założyli grupę oporu. Nawet nie nadają jej nazwy, koncentrują się na działaniu. Myśl przewodnia jest prosta, komuniści chcą walki klas, będą ją mieli, bracia wystąpią przeciwko nim według takich samych zasad, jakie nie tak dawno wyznawał ich ojciec w walce z Niemcami, i z takim samym zapałem. To oznacza, że każdy, kto założy mundur i z bronią w ręku stanie po stronie brutalnej komunistycznej władzy, musi się liczyć z tym, że poniesie za to odpowiedzialność. Jak to sobie Mašínowie wyobrażają? Przecież niedawno zdali maturę, myślą, że co osiągną? Wyobrażają sobie, że wywołają lawinę, która zmiecie komunistów?
Radek nie ma co do tego żadnych złudzeń, już widział upadek jednego totalitaryzmu, dobrze wie, że gdyby nie Armia Czerwona, Gestapo rządziłoby jeszcze długo, sama nienawiść nie wystarczy, żarliwość to za mało, uważa, że dzisiaj sytuacja jest podobna, obecnemu reżimowi łeb ukręcą Amerykanie i nie trzeba będzie na to długo czekać, weźmy taką Koreę, tam już komuchom grunt pali się pod nogami. W najgorszym wypadku bracia mogą skontaktować się z wojskiem amerykańskim w Niemczech zachodnich, ale najpierw udowodnią, że z komunistami można aktywnie walczyć i że walka klas jest bronią obosieczną.