Fragment książki: „Wiek kapitalizmu inwigilacji”
Na skutek tego przeorientowania, przejścia od wiedzy do władzy, nie wystarczy już samo automatyzowanie przepływów informacji o nas – celem jest teraz zautomatyzowanie nas.
Na skutek tego przeorientowania, przejścia od wiedzy do władzy, nie wystarczy już samo automatyzowanie przepływów informacji o nas – celem jest teraz zautomatyzowanie nas.
I znów jesteśmy w roku 2018, siedzimy w tej samej kuchni, tylko sześćdziesiąt lat później.
Były to przełomowe tygodnie w historii społecznego oporu przeciwko partyjno-państwowej biurokracji.
Zainteresowana powrotami historii w teatrze, poszłam przyjrzeć się bitwom, wystawianym w ponowionym czasie, wykoślawionym niczym kość wyłamana w stawie.
Jeśli skupimy się na tych wzajemnych połączeniach w poprzek Obwarzanka, stanie się jasne, że jakość ludzkiego życia zależy od jakości życia planety.
Za każdym pańskim batem i każdą darmową skibą z pewnością niejednemu stawało przed oczami pytanie: a co gdyby pana nie było?
W okresie zimnej wojny techniki psychotropowe, rozwijane początkowo na potrzeby wojska, zaczęto wykorzystywać również w celach medycznych i rekreacyjnych na użytek ludności cywilnej.
Ludmiła, Stas i inni codziennie otrzymywali dokumenty w Wordzie zawierające artykuły o polityce i „wnioski”, które mieli z nich wyciągnąć: że Unia Europejska to tylko wasal Stanów Zjednoczonych, że Ukrainą – na którą Rosja najechała – rządzą faszyści.
Chcę lesbę na prezydentkę. Chcę na prezydenta kogoś, kto ma AIDS, i chcę pedała na wiceprezydenta, i osobę bez ubezpieczenia zdrowotnego.
Dobrze byłoby rozprawić się z błędnym wyobrażeniem, że ludzie pochodzą od małp.
Czy jesteśmy jedynymi rozumnymi istotami we Wszechświecie? Opowieści fantastycznonaukowe rozbudziły w nas oczekiwania, że odpowiedź brzmi „tak”.
Wyobrażać sobie, że możemy w nieskończoność powiększać gospodarkę światową, znaczy tyle, co negować najbardziej oczywiste prawdy o ekologicznych granicach naszej planety.
Zasadą było, że im większą czułyśmy niepewność, tym silniej zapiekałyśmy się w poczuciu własnej racji.
Nienawidzę samej siebie. Czy też raczej społeczeństwo mówi mi, że mam się nienawidzić, więc przynajmniej w tej kwestii postępuję, jak sądzę, słusznie.
Przed myśleniem: „mężczyzna, jeśli nie zaznaczono inaczej”, nie dało się uchronić nawet kwestii ludzkich kości.
Fred od samego początku wiedział, jaką grę prowadzi Donald, bo sam go tego nauczył. Manipulacje, kłamstwa, oszustwa – w oczach Freda były to całkiem normalne praktyki biznesowe.
Jeśli popiół w fajce sczernieje, nie ma mowy. Jeśli zbieleje, reportaż się uda.
W dniu przed uderzeniem huraganu dzwoni telefon. Gdy Mama żyła, podnosiła słuchawkę.
Pisarze chętniej wzruszają ramionami i pozwalają czytelnikom wierzyć, że opowieści rodzą się jak grzyby po deszczu, co może wróży nawet lepiej.
Niczego, co nie pociąga za sobą jakiejś umiarkowanej ilości tego pierwszego pod przymusem zaspokojenia tego drugiego, nie można nazwać życiem.
Namiętny czytelnik różnego rodzaju dzienników i wspomnień dzieli je na dwie osobne kategorie.
Musimy zakończyć epokę paliw kopalnych, tak samo jak Francuzi zakończyli epokę monarchii absolutnych.
„Strażnicy wolności” to reportaż poświęcony fenomenowi „wolnościowców”, czyli przeciwników rozmaitych norm społecznych i regulacji prawnych.
Manguel przypomina, że literatura musi być zabójczo skuteczna, skoro każdy totalitaryzm próbuje się jej pozbyć.
Druga powieść Emezi zaczyna się od końca, od śmierci tytułowego Viveka, powoli zdążając ku początkowi.
„My, człowiekowate” Franka Westermana to opowieść o poszukiwaniu śladów Homo floresiensis, domniemanego brakującego ogniwa ewolucyjnego między małpą i człowiekiem.
Biblijny Gilead to dosłownie „kopiec świadectwa”, dlatego tak dobrze się sprawdza i w roli dystopijnej krainy z powieści Margaret Atwood, i miasta, które jest świadkiem dziejowych zmian u Amerykanki Marilynne Robinson.
To jest literatura, która odziera ze złudzeń i ostrzega, że w tej części świata los Żydów jest zagrożony.
Świetna, piękna, powolna, rozlewna proza o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi i odkrywaniu go rzut kamieniem od wielkiego miasta.
Kapitalne poczucie humoru możemy docenić dzięki bardzo dobremu przekładowi.
Podobnie jak w kryminałach z Fjällbacki mamy tu seryjne morderstwa, liczne retrospektywy i poboczne wątki.
Siłą tej prozy jest wrażenie zwyczajności, naturalności tego świata. Od tej zwykłości włos się jeży
W „Tajemnicach długowieczności” znajdziemy odpowiedzi na mnóstwo nieoczywistych pytań.
Reportaż Jędrzeja Morawieckiego próbuje odpowiedzieć na najważniejsze chyba dziś pytanie: o co chodzi z tą Rosją? A jednocześnie to odważne rozliczenie autora z własnym stosunkiem do Rosji.
Któż nie chciałby zajrzeć za kulisy wydarzeń, które zmieniły losy świata? „Porządek dnia” jest okazją, by podejrzeć Historię przez dziurkę od klucza.
To się musiało tak skończyć. Marcin Kołodziejczyk, który czuje współczesną Polskę jak mało kto, w pewnym momencie poczuł, że formalne ramy reportażu są dla niego ograniczające.
Książka do słuchania języka, który wije się i przegina w parodiach i paradoksach, i często w pustych przebiegach.