7 grudnia 2003 roku
Dzień wyborów parlamentarnych do Dumy, dzień, w którym Putin rozpoczął kampanię wyborczą na drugą kadencję. Z samego rana objawił się narodowi rosyjskiemu, stając przed komisją wyborczą. Nastrój miał radosny, wydawał się też mocno pobudzony i chyba z lekka zdenerwowany. To raczej niezwykłe w jego wykonaniu: z reguły bywa władczo ponury. Tym razem jednak poinformował wszystkich z szerokim uśmiechem na twarzy, że jego ukochana labradorka oszczeniła się tej nocy.
– Władimir Władimirowicz był taki niespokojny – zaszczebiotała zza pleców męża pani Putinowa. – Spieszymy się do domu – dodała, pragnąc jak najszybciej wrócić do suczki, której nienaganne polityczne wręcz wyczucie czasu zrobiło tak wspaniały prezent partii Jedna Rosja.
Tego samego dnia w Jessentukach, maleńkim kurorcie na Kaukazie Północnym, pochowano pierwsze trzynaście ofiar ataku terrorystycznego na pociąg podmiejski. Był to poranny skład, zwany uczniowskim, ponieważ jego pasażerami byli głównie młodzi ludzie dojeżdżający do szkół.
Gdy po głosowaniu Putin wyszedł do dziennikarzy, wszyscy oczekiwali, że złoży kondolencje bliskim ofiar. Może nawet posunie się do przeprosin, ponieważ jego rząd zawiódł po raz kolejny i nie ochronił obywateli. Zamiast tego naród usłyszał, jaki jest zadowolony z narodzin nowych szczeniąt.
Zadzwoniła do mnie przyjaciółka.
– Teraz to strzelił sobie w stopę. Rosjanie po czymś takim nigdy nie zagłosują na Jedną Rosję.
Ale koło północy, gdy zaczęły napływać wyniki, początkowo z Dalekiego Wschodu, potem z Syberii, Uralu i tak dalej w kierunku zachodnim, wielu ludzi nie mogło uwierzyć własnym uszom i oczom. Wszyscy moi prodemokratyczni przyjaciele wydzwaniali do siebie wzajemnie, powtarzając:
– To nie może być prawda. Głosowaliśmy na Jawlinskiego, chociaż…
Niektórzy oddali też głos na Chakamadę.
Rano skończyło się niedowierzanie. Rosja, nie zważając na kłamstwa i arogancję demokratów, pokornie oddała się w ręce Putina. Większość zagłosowała na widmową partię, której jedynym programem politycznym było wspieranie tego polityka. Jedna Rosja zebrała pod swoim sztandarem wszystkich biurokratów – wszystkich dawnych aparatczyków Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i działaczy Komsomołu zatrudnionych obecnie w miriadach przeróżnych agencji – to oni pospołu wydali ogromne sumy pieniędzy na otumanienie elektoratu.
Raporty, które otrzymaliśmy z różnych regionów, pokazują wyraźnie, jak do tego doszło. Przed jednym z lokali wyborczych w Saratowie darmową wódkę rozdawała pani siedząca pod transparentem „Głosuj na Trietjaka”, czyli kandydata Jednej Rosji. Trietjak wygrał. Kandydaci Jednej Rosji – z wyjątkiem tylko paru, którzy przystąpili do partii na krótko przed wyborami – zmietli dawnych deputowanych do Dumy w całym obwodzie. Kampania wyborcza w Saratowie była naznaczona przemocą. Kandydatów, których nie akceptowała Jedna Rosja, napadali „niezidentyfikowani napastnicy”, co bardzo często skutkowało ich rezygnacją z wyścigu do parlamentu. Jednemu z niewielu, którzy mimo to zdecydowali się rywalizować z wybitnym kandydatem Jednej Rosji, dwukrotnie wrzucano przez okno reklamówki zawierające części ciała: znalazł w nich ludzkie uszy i serce. Obwodowa komisja wyborcza stworzyła gorącą linię do przyjmowania zgłoszeń o nieprawidłowościach zaobserwowanych podczas kampanii i samego głosowania, ale 80 procent telefonów dotyczyło prób przekupstwa ze strony lokalnych przedsiębiorstw użyteczności publicznej. Ludzie grozili, że nie pójdą głosować, chyba że ktoś naprawi przeciekające rury albo niedziałające grzejniki. Żądania te odniosły spodziewany skutek. Mieszkańcom rejonów zawodskiego i lenińskiego przywrócono ogrzewanie i bieżącą wodę. W kilku wsiach rejonu atkarskiego po wieloletnim oczekiwaniu podłączono w końcu elektryczność, a nawet telefony. Tak uwodzono ludzi w terenie. W mieście zagłosowało ponad 60 procent elektoratu, na prowincji 53 procent. Więcej nie trzeba, by uznać te wybory za ważne.
Jedna z demokratycznych obserwatorek lokalu wyborczego w Arkadaku zauważyła, że ludzie głosują dwukrotnie, raz w kabinie i potem raz jeszcze, wypełniając kartę do głosowania pod dyktando przewodniczącego lokalnej komisji wyborczej.
Pobiegła więc, by zadzwonić na gorącą linię, ale siłą odciągnięto ją od telefonu za włosy.
Wiaczesław Wołodin, główny działacz Jednej Rosji startujący w Bałakowie, wygrał ogromną przewagą, zdobywając 82,9 procent głosów; to naprawdę zadziwiający sukces jak na pozbawionego charyzmy polityka, którego ludzie znają tylko z chaotycznych wystąpień w telewizji nieodmiennie popierających Putina. Co ciekawe, Wołodin nie miał nawet programu wyborczego, w którym mógłby naobiecywać czegokolwiek miejscowej ludności. W sumie w całym obwodzie saratowskim Jedna Rosja zdobyła 48,2 procent głosów, nie ogłaszając i nie broniąc tez żadnego programu. Komuniści zdobyli 15,7 procent, Liberalni Demokraci (partia Władimira Żyrinowskiego) 8,9 procent, a nacjonalistyczna partia Rodina (Ojczyzna) 5,7 procent. Jedynym powodem do wstydu było to, że ponad 10 procent wyborców nie oddało głosu na „żadnego z powyższych”. Co dziesiąty wyborca poszedł więc do lokalu wyborczego, wypił darmową wódeczkę, po czym posłał wszystkich polityków do diabła.
Według danych Państwowej Komisji Wyborczej na terytorium Czeczenii oddano prawie 10 procent głosów więcej, niż było zarejestrowanych wyborców, a mówimy przecież o republice, nad którą pełną kontrolę ma nasze wojsko.
Sankt Petersburg cieszy się opinią najbardziej postępowego i demokratycznie nastawionego miasta w Rosji, ale nawet tam Jedna Rosja zdołała zgromadzić aż 31 procent głosów. Rodina zebrała 14 procent. Sojusz Sił Prawicowych i Jabłoko po 9 procent, komuniści 8,5 procent, a LDPR Żyrinowskiego 8 procent. Irina Chakamada, Aleksander Gołow, Igor Artiemjew i Grigorij Tomczin, demokraci i liberałowie szeroko znani w całej Rosji, ponieśli sromotną klęskę.
Dlaczego? Władze państwa zacierają ręce, pogwizdując radośnie i powtarzając, że demokraci są „sami sobie winni”, ponieważ utracili więzi z narodem. Te same władze, które uważają obecnie, że lud opowiedział się po ich stronie.
Oto kilka wyjątków z wypracowań uczniów petersburskich szkół na tematy: „Jak moja rodzina postrzega wybory” oraz: „Czy nowo wybrana Duma pomoże prezydentowi w jego pracy?”.
Moja rodzina zrezygnowała z głosowania. Nie wierzy już w wybory. Wybory nie pomogą prezydentowi. Wszyscy politycy obiecują, że uczynią życie lepszym, ale niestety… Wolałbym większą prawdomówność…
Te wybory to kpina. Nie ma znaczenia, kogo wybiorą do Dumy, ponieważ i tak niczego to nie zmieni, bo nie wybieramy ludzi, którzy zamierzają poprawić sytuację kraju, tylko tych, którzy chcą się nachapać. Te wybory nikomu nie pomogą – ani prezydentowi, ani zwykłym śmiertelnikom.
Nasz rząd jest po prostu śmieszny. Chciałbym, żeby ludzie nie szaleli tak bardzo na punkcie pieniędzy, żeby nasz rząd wykazał choć odrobinę moralności i żeby jak najmniej oszukiwał ludzi. Rząd ma służyć narodowi. To my go wybieramy, nie on nas. Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego poproszono nas o pisanie wypracowań na ten temat. To tylko przerwało nam normalne lekcje. Rząd i tak nie przeczyta tego, co napiszemy.
Moja rodzina tak postrzega te wybory, że nie jest nimi kompletnie zainteresowana. Wszystkie akty prawne przyjęte przez Dumę są bez sensu i nie przyniosły niczego dobrego narodowi. Dla kogo więc jest to wszystko, skoro nie dla nas? 21
Czy te wybory pomogą? To interesujące pytanie. Musimy poczekać, by to sprawdzić. Najprawdopodobniej w niczym nam nie pomogą. Nie jestem politykiem, nie mam wykształcenia potrzebnego, by zostać jednym z nich. Ale jedno wiem: musimy walczyć z korupcją, ponieważ dopóki będziemy mieli gangsterów w instytucjach państwowych naszego kraju, poziom życia nam się nie poprawi. Wiecie, co dzieje się teraz w armii? To niekończąca się fala. Jeśli ludzie w przeszłości mawiali, że wojsko zrobi z chłopaka mężczyznę, to teraz robi z nich kaleki. Ojciec mówi, że nie puści swojego dziecka do takiej armii. „Żeby zrobili z mojego syna kalekę albo gorzej, żeby zginął w jakiejś dziurze gdzieś w Czeczenii, walcząc o cholera wie co, aby ktoś inny mógł przejąć władzę nad tą republiką?” Dopóki ten rząd jest przy władzy, nie widzę żadnych szans na zmianę obecnej sytuacji. I nie podziękuję mu za moje nieszczęśliwe dzieciństwo.
Czyta się te wyimki jak przemyślenia starców, a nie przyszłych obywateli Nowej Rosji. Taki jest prawdziwy koszt politycznego cynizmu – odrzucenie przez młodsze pokolenie.
Anna Politkowska Dziennik rosyjski, Wydawnictwo Mova, Białystok 2023, s. 17-22.
Książka do nabycia pod tym adresem.
Materiał płatny Wydawnictwa Moya.