Stała cena na półce
Dlaczego książki drożeją, a księgarnie upadają? Na rynku dzieje się coś dziwnego
Ostatnie miesiące są dla rynku książki słodko-gorzkie. Z jednej strony Biblioteka Narodowa donosi w dorocznym raporcie – pierwszy raz od dziesięciu lat – że czytelnictwo nad Wisłą podniosło się o 9 pkt proc. Ale na fetowanie za wcześnie. Choćby dlatego, że w Polsce cały czas zamykają się małe księgarnie – rynek dopieszcza molochy, skazując mniejszych graczy na powolną agonię. Z wydawcami jest podobnie – mali oglądają złotówkę z każdej strony, zanim zdecydują się coś opublikować. Kombinują, oferują promocje, e-booki, prenumeraty. Jeden z polskich wydawców kiedyś dorzucał do książek mały regał na przynętę.
Z cenami dzieje się coś dziwnego. Ile kosztuje książka? I kto tu tak naprawdę zarabia? Trochę jak w dyskontach: ten sam produkt można dostać taniej albo drożej, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać, żeby zaoszczędzić. Na przykład w popularnym sklepie internetowym pod relatywnie niską ceną dowolnej książki widnieje jeszcze „cena sugerowana przez wydawcę”, oczywiście sporo wyższa. Powieść 300-stronicowa w miękkiej oprawie może kosztować 60 zł bez 10 gr. W dużej sieci – już niespełna 40 zł, i to w dniu premiery. Różnicę widać i czuć.
Dyskusje o projekcie ustawy o jednolitej cenie książki (dalej: JCK), traktowanej czasem jak remedium na te rozmaite rynkowe wypaczenia, wracają jak bumerang. I teraz znowu jesteśmy w oku cyklonu – kolejne branże zabierają głos, list o konieczności ustawy regulującej rynek książki wystosowali księgarze, osobny apel napisało Porozumienie Wydawców. Jeszcze inny punkt widzenia mają bibliotekarze. Środowisko jest podzielone i wszyscy zgadzają się chyba tylko co do jednego: rynek jest rozregulowany i trzeba wreszcie coś zrobić.
Od Nobla do bankruta
Najpierw ustalmy fakty: dlaczego jest tak drogo?