Pieriestrojka znaczy przebudowa. Fragment książki „Przemieszczenie”
Budzę się, bo muszę do łazienki. W kuchni pali się światło. Rodzice kłócą się ściszonymi głosami. Chyba tylko moi rodzice opanowali tę umiejętność: krzyczenia na siebie szeptem, który przecina powietrze niczym bat.
– Czego nie rozumiesz? Nie możemy tak dłużej żyć.
To mówi mój tata. Mama nie odpowiada, a ja podchodzę do uchylonych drzwi kuchni, żeby podsłuchać, o czym rozmawiają.
– Miał trzydzieści lat – szepcze znów tata. – Trzydzieści! Tyle samo co ja. Żona go znalazła, powiesił się na kablu od lampy w kuchni. W kuchni, kurwa! Zostawił list i w ogóle. Pewnie się domyślasz, co napisał.
– Nie, nie domyślam się. Nie rozumiem, czemu ludzie robią coś takiego – odszeptuje matka.
– Pożegnał się z Maszą i z małym Kolą, napisał, że mu przykro. Że od pół roku nie dostał wypłaty i woli się zabić niż patrzeć, jak umierają z głodu. Tak napisał w tym cholernym liście! – Mama nie odpowiada, więc ojciec mówi dalej: – Nie wiem, czy pamiętasz, ale mnie też od pół roku nie płacą i nie zamierzam patrzeć, jak umieracie z Daszą z głodu.
– Nawet o tym nie myśl – mówi mama półgłosem.
– Wiesz przecież, że nie o tym mówię, ale muszę stąd wyjechać, nie ma wyboru. Nie mogę ciągle jeździć do Polski, nie ma z tego aż takich pieniędzy. Muszę pojechać do Europy, popracuję parę miesięcy i wrócę. Zobaczysz, nawet się nie zorientujesz.
Matka znowu milczy. Ja zaczynam cicho płakać za drzwiami. Nie zrozumiałam połowy tej rozmowy, ale wiem na pewno, że nie chcę, żeby tata jechał do Europy, gdziekolwiek to jest. Parę miesięcy wydaje mi się wiecznością. Parę miesięcy to mnóstwo czasu. Wracam do łóżka, zwijam się w kłębek pod kołdrą i płaczę bezgłośnie, dopóki nie usnę.
Następnego dnia w drodze do szkoły tata oznajmia, że za parę tygodni wyjeżdża na jakiś czas.