Kiedyś, jeszcze jako początkujący artysta, Piotr Woźniak był przez wielu uważany za wierne odbicie swojego ojca, znanego powszechnie Tadeusza Woźniaka. Bardzo podobny głos, takiż gust i dobór repertuaru. Potem to się oczywiście musiało zmienić. Wydana pięć lat temu płyta „Dom na dachu” była całkowicie „samoswoją” ofertą Piotra. Z debiutanckich występów pozostały głos i subtelne wyrafinowanie w doborze muzycznych środków ekspresji. I niemal to samo da się powiedzieć o najnowszym dziele Piotra Woźniaka „Tata Adama”. Tyle że teraz otrzymujemy album akustyczny, na którym jego autor i wykonawca objawia się także jako znakomity aranżer i... gitarzysta. Wystarczy posłuchać choćby jednej piosenki „Companero”, by się o tym przekonać. Co do aranżacji – wszystko tu jest na swoim miejscu, idealnie zharmonizowane: głos, gitary, smyczki, syntezator. Ważnym atrybutem tej muzyki pozostaje wreszcie to, że potrafi brawurowo przechodzić od niemal ciszy do szerokiego, mocnego brzmienia. To wszystko oddala ją z korzyścią od stereotypu do szczętu zbanalizowanej „krainy łagodności”, z czym Piotr bywał niezbyt słusznie kojarzony.
Piotr Woźniak, Tata Adama, MJM