Mariusz Herma: – Mierzy pan tempo życia w różnych krajach. Jak się to robi?
Robert Levine: – Potrzebujemy wskaźników, które oddadzą ogólne tempo życia mieszkańców danego kraju i pozwolą porównać je z obywatelami innych państw. Jak szybko ludzie się przemieszczają? Jak długo trwa załatwianie podstawowych spraw w urzędach czy sklepach? Podczas moich badań mierzyliśmy, ile czasu mieszkańcom danego kraju zajmuje przebycie 100 m. Albo zakupienie znaczka pocztowego. Sprawdzaliśmy precyzję zegarów w lokalnych bankach. A jeszcze przed rozpowszechnieniem się telefonów komórkowych przyglądaliśmy się popularności zegarków na rękę.
Tego rodzaju badania wymagają oczywiście ostrożności. Bo na przykład życie w Zambii jest powolne, ale w stolicy Lusace przechodnie nieustannie biegają – z obawy przed kieszonkowcami. Z kolei były dyktator sąsiedniego Malawi zakazał kiedyś zegarom pokazywania niewłaściwego czasu. Te niedokładne miały być usunięte lub zasłonięte. W badaniach musieliśmy też zadbać o podobne warunki pomiaru. Dokonywaliśmy ich w ścisłych centrach miast, tylko w godzinach pracy i tylko w bezdeszczowe letnie dni.
W których krajach życie okazało się najszybsze?
Przede wszystkim w Europie Zachodniej. Wśród ponad 30 krajów objętych naszym badaniem na czele znalazły się Szwajcaria, Niemcy oraz Irlandia. Niewiele mniej spieszą się ludzie w rozwiniętych regionach Azji: w Japonii czy Hongkongu. Choć stopniowo doganiają ich teraz Chińczycy z dużych metropolii. Najwolniej życie toczy się tymczasem w Brazylii, Indonezji i Meksyku.
(...)