W październiku 1994 roku Internet otworzył się na zwykłych ludzi dzięki premierze przeglądarki Netscape Navigator. Surowa sieć zamieszkiwana głównie przez informatyków i naukowców zaczęła się zmieniać w barwny świat wirtualny, który z roku na rok coraz bardziej odwracał nasz wzrok od tego realnego.
Dziesięć lat później, w listopadzie 2004 roku, fundacja Mozilla zaprezentowała przeglądarkę open-source o nazwie Firefox. Błyskawicznie zdobyła ona sympatię użytkowników sieci poszukujących programu szybkiego, niezawodnego, elastycznego, a ponadto będącego owocem współpracy internautów. Innymi słowy: przeciwieństwa dominującej wówczas przeglądarki Internet Explorer firmy Microsoft. Tylko w ciągu pierwszego roku ściągnęło ją 100 milionów osób.
Trzeci wielki przełom w słynnej wojnie przeglądarek przyniosło przystąpienie do wyścigu koncernu Google. Przygotowana przez niego przeglądarka Chrome okazała się godną konkurentką Firefoksa, a dzięki potężnemu wsparciu promocyjnemu w ciągu czterech lat awansowała z pozycji beniaminka na czoło stawki w większości krajów świata. Gdzie Chrome zyskiwał, tam oczywiście tracili konkurenci:
Według różnych szacunków z przeglądarki Chrome na świecie korzysta obecnie od 38–48 proc. internautów. O drugie miejsce konkurują Internet Explorer (19–23 proc.) oraz Firefox (17–20 proc.). Na dalszych miejscach plasują się Safari firmy Apple (około 5 proc.) oraz najdłużej obecna na rynku, bo już prawie dwudziestoletnia Opera (korzysta z niej 1–2 proc. internautów).
Nieco inaczej sytuacja wygląda w Polsce.