Profesor Norman Davies o swojej rzekomej obecności na Twitterze po raz pierwszy usłyszał od znajomych z Polski. Podobno jeden z europosłów chwalił się, że z nim koresponduje. Tyle że historyk twitterowego konta nigdy nie prowadził. – To nie było może najgorsze, co mi się w życiu przytrafiło, ale chciałem od razu sprawdzić, co ten pseudo-Norman Davies wypisuje – mówi profesor. Zmorą wielu popularnych ludzi w Polsce są właśnie dowcipnisie podszywający się pod nich w serwisach społecznościowych. Najczęściej po to, by zadrwić z fanów, przekonanych, że wchodzą w interakcję z ulubionym artystą, a czasem po to, by w ten pokrętny sposób oddać hołd swoim idolom.
W tym wypadku chodziło o straty moralne, bo oszust na Twitterze kontaktował się w imieniu Daviesa z ambasadorem brytyjskim w Polsce – o ile oczywiście to był ambasador – i śledził wpisy posła Arkadiusza Mularczyka, na co prawdziwy Norman Davies raczej by się nie zdecydował. – Ktoś próbował w ten sposób forsować swoje mocno prawicowe poglądy. Musiał wiedzieć, że ja przecież tych poglądów nie podzielam – opowiada profesor. Jego znajomi interweniowali u administratorów Twittera i konto @NormanDavies6 zostało zamknięte. Może zbyt szybko, bo profesor chciałby się jeszcze dowiedzieć, czy złodziej tożsamości, którego imienia i nazwiska do tej pory nie udało się ustalić, tylko żartował. Czy kierowały nim motywacje polityczne, czy może wypisywał w sieci też rzeczy nieprzyzwoite?
Davies uważa, że to sprawa dla prokuratury, ale na policję ani do GIODO (Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych) jeszcze się nie zgłosił.