Osoby przejawiające psychopatyczne cechy osobowości gdzieś jednak żyć, realizować się i pracować muszą – i najwyraźniej w pewnych środowiskach odnajdują się lepiej niż w innych. Zwłaszcza jeśli cechy próbują w sobie zwalczać czy wyciszyć.
Przypadek Kajetana P. dowodzi racji przytoczonych niżej statystyk – choć nie wiadomo, czy biegli psychologowie przypiszą mu akurat takie właściwości charakteru. W zeznaniach K.P. wyjaśniał, że dążył do doskonałości, głodził się, forsował ciało (intensywnie ćwiczył). Wszystko po to, by wyzbyć się naturalnych ludzkich słabości. Za jedną z nich uważał przypisywanie życiu większej wartości, szacunek dla życia. Tak też Kajetan P. wyjaśniał swoje motywy. W ocenie kryminologa Brunona Hołysta nie było dotąd w historii polskiej kryminalistyki przypadku, żeby „ktoś tłumaczył swoją zbrodnię poprzez samodoskonalenie”. Sąd zadecyduje, czy K.P. był świadom swoich działań, czy nie.
Cechy psychopatyczne w ogóle przejawia ok. 1 proc. populacji (i, co poniekąd zrozumiałe, 25 proc. osadzonych w więzieniach). Psychopata nie jest jednak – jak się mylnie sądzi – człowiekiem, który wybiera wyłącznie samotność i stroni od ludzi. Przeciwnie, bywa duszą towarzystwa i dobrze się odnajduje w dowolnych sytuacjach społecznych.
Pismo „Scientic American” tak psychopatę definiuje: robi dobre pierwsze wrażenie, bywa (powierzchownie) czarujący. Ale jest też egocentryczny, pozbawiony poczucia winy, empatii, nie potrafi zaangażować się emocjonalnie, w relacjach pozostaje chłodny, zdystansowany. Wikła się w rozmaite sytuacje ryzykowne, czasem w sposób nieodpowiedzialny i bez wyraźnego powodu.