Choć zostanie to zapewne oprotestowane przez czujnych rygorystów, można powiedzieć, że fizycy kwantowi i biolodzy należą do dwóch, nierzadko nieco lekceważących swe kompetencje, drużyn. Członkowie tej pierwszej dochodzą do perfekcji w opisie rzeczy najmniejszych – elektronów, atomów, jonów czy cząsteczek. Budują wyrafinowane modele matematyczne zjawisk i układów. Z tym że te układy niewiele mają wspólnego ze światem realnym, bo są nieskomplikowane i odizolowane od wpływów otoczenia. Inaczej jest w drużynie biologów. Tu rzeczywistość przyjmuje się z dobrodziejstwem inwentarza, czyli taką, jaką ona zazwyczaj jest – chaotyczną i nieprzejrzystą. Biolodzy opisują ją w sposób może mniej głęboki niż fizycy, ale za to znacznie bliższy życiu, które jest, najkrócej rzecz ujmując, ciepłe i wilgotne.
Ostatnio jednak w swoich doświadczeniach biolodzy zbliżają się do granicy świata kwantowego, a fizycy uczą się sobie radzić z coraz bardziej złożonymi systemami. Obie strony zmierzają ku wspólnemu miejscu spotkań, zwanemu biologią kwantową. Znajdziemy tam ludzi z University of California w Berkeley, Imperial College London, Massachusetts Institute of Technology, Harvardu, Universität Innsbruck, Universität Ulm, Centre for Quantum Technologies w Singapurze i innych pierwszoligowych instytucji badawczych. Naukowcy ci pytają o niebywałą sprawność przetrwania, działania i ekspansji organizmów żywych. Skąd się ona wzięła? Czy tylko za sprawą ich trudnej do ogarnięcia złożoności? Czy może raczej w tym celu natura wykorzystuje jakieś sprytne kwantowe triki?
Kwantowe to, kwantowe tamto – sceptyk słusznie unosi brew, bo z użycia tego przymiotnika trzeba się wytłumaczyć.