Faworyzujemy gatunki, które są przez nas lubiane. Wynika to z efektu Bambi, gdy wyżej cenione jest życie istot uważanych za urocze, niegroźne i piękne, a niżej tych, które – wedle ludzkiego wzorca – są odpychające i niegodne.
Mamy z przyrodą kumpelskie stosunki – ona mi się załatwi na auto, ja jej pocisnę po rodzicach – mówi Marek Maruszczak, autor książki „Głupie ptaki Polski. Przewodnik świadomego obserwatora” i humorystycznego profilu „Zwierzęta są głupie i rośliny też”.
Sztuczna inteligencja nie musi rozumieć języka, by się nim posługiwać. Czy przełoży mowę zwierzęcą na ludzką? A jeśli tak, to właściwie po co?
Może już czas, aby wierni rozważyli, czy na pewno warto zabierać dzieci i uczestniczyć w „atrakcjach” takich jak żywe szopki?
Czy zmiana władzy sprawi, że klimat dla zwierząt będzie lepszy? Środowiska obrońców praw zwierząt już szykują się, żeby powiedzieć politykom „sprawdzam” i zweryfikować ich wyborcze obietnice.
Jest jednym z regulatorów życia społecznego. Wydaje się, że potrafi go odczuwać nie tylko człowiek. Zwierzęta wstydzą się jednak nie tego, co nam się wydaje.
Poznanie rodzi współczucie. Ale zanim w uniesieniu przytulimy wszystko, co żyje, nie zapominajmy o fundamentalnej obcości człowieka wobec natury, jaką powoduje ludzka świadomość.
Nasi wcześni przodkowie bardziej niż dużego mózgu potrzebowali długich i prostych nóg. Ale i małpy człekokształtne nieraz eksperymentowały z dwunożnością. Niewykluczone, że potomkowie tych śmiałków z powrotem lądowali na drzewach.
Profile, blogi i kanały popularnonaukowe wypączkowały w sieci i budzą ogromne zainteresowanie.
Mawia się, że szop pracz to mieszanka psa, kota i dwuletniego dziecka. Ale u nas formalnie to „obcy gatunek inwazyjny”. Jedyne miejsce, gdzie ma prawo żyć, to azyle.