Usłyszymy, ale czy posłuchamy?
Czy sztuczna inteligencja pomoże zrozumieć mowę zwierząt? I co usłyszymy?
Naukowcy próbują porozumieć się ze zwierzętami od dziesięcioleci. Bez powodzenia. Przykładem słynny eksperyment z lat 60. ubiegłego wieku, w który zaangażowano delfina imieniem Peter. Projekt współfinansowany przez NASA, zakrojony na dużą skalę, zapowiadał się świetnie. Jednak już jego podstawowe założenia zostałyby dziś podważone przez każdego, kto ma jakiekolwiek pojęcie o etologii – nauce o zachowaniach zwierząt.
Uczestnicy programu uznali, że skoro delfiny wydają dźwięki we własnej, naturalnej komunikacji, to będą w stanie nauczyć się ludzkiej mowy. Wystarczy, że podda się je intensywnemu treningowi (codziennie dwie sesje powtarzania dźwięków) i zacznie naukę w młodym wieku. Słowem – jeśli potraktuje się delfiny jak ludzkie dzieci. Tyle że mechanizm wydawania dźwięków przez oba te gatunki jest diametralnie inny, podobnie jak sposób artykułowania głosek (np. delfiny w ogóle nie mają ruchomych mięśni ust).
Nic dziwnego, że projekt nie przynosił wymiernych rezultatów. A dodatkowo towarzyszyły mu liczne kontrowersje (bez skonkretyzowanego planu zwierzętom podawano LSD). W końcu wstrzymano finansowanie badań, a po całym przedsięwzięciu pozostał niesmak. Był on tak silny, że naukowy mainstream porzucił temat porozumiewania się ze zwierzętami. Powrócono do niego dopiero w latach 80. Ówczesne projekty też jednak nie skupiały się na tym, by zrozumieć, co właściwie komunikują zwierzęta.
Alex, papuga żako współpracująca przez wiele lat z naukowcami z uniwersytetów Harvarda i Brandeisa, nauczyła się wokalizować ludzkie słowa. Gorylica Koko, biorąca udział w naukowym projekcie działającym przy The Gorilla Foundation, „rozmawiała” w języku migowym. A szympans Kanzi (jako jedyny nadal żyje) porozumiewa się z badaczami z Iowa Primate Learning Sanctuary za pomocą leksygramów, czyli specjalnych symboli rozmieszczonych na tablicach.