Przytaczaliśmy niedawno artykuł dr. Kennetha Hansraja, który dowodzi, że spoglądanie w telefon (zwłaszcza przeglądanie internetu, odbieranie i wysyłanie esemesów) może obciążać kręgosłup nawet dodatkowymi 27 kilogramami. Obciążenie miałoby wzrastać lub maleć w zależności od kąta pochylenia głowy. „To już epidemia – uznał badacz. – A jeśli nie epidemia, to przynajmniej zjawisko bardzo powszechne”.
Swój wywód Hansraj zilustrował i opublikował na łamach czasopisma „Surgical Technology International”. Jego doniesienia internet błyskawicznie powielił. „Ale jak można zaufać informacjom podanym przez jednego praktykującego neurochirurga?” – pytają oponenci. Standardowe procedury wymagają powtórzenia badań, i to w różnych, niezależnych ośrodkach – w dobie internetu można je ominąć?
Dyskusję podjęli rozmaici specjaliści, fizycy, inżynierowie i lekarze. Nie ma wątpliwości, że odcinek szyjny jest najbardziej obciążony – przekonują. Ale, po pierwsze, szyja jest przystosowana do tego, żeby wykonywać ruchy w przód i w tył. Po drugie, nie ma dowodów – jak twierdzi m.in. Ian Dorward, neurochirurg z uniwersytetu w Saint Louis – by uznać, że mocno jej to dodatkowe obciążenie szkodzi.
„Hansraj proponuje tylko pewien model – mówi dr Dorward. – Ale nie wiadomo, skąd się wzięły jego precyzyjne obliczenia”.
Tymczasem „kręgosłup znosi znacznie większe obciążenia” – przekonuje. Żeby go uszkodzić, obciążenie musiałoby być długotrwałe. Bardziej sobie zagrażamy, jeśli piszemy esemesy w trakcie (nieuważnego) spacerowania.
Trudno ocenić, czy racja leży po stronie dr. Hansraja czy też słuszność mają jego oponenci. Badacze co do jednego pozostają zgodni: wyprostowana sylwetka zawsze kręgosłupowi służy.
A skalę problemu zbadamy pewnie z czasem. Jak pisze Stefan Karczmarewicz na swoim blogu: „Efekt jest odroczony o wiele lat. Tak samo jest z paleniem papierosów. Przecież gdyby po wypaleniu papierosa każdy padał trupem w ciągu najdalej tygodnia, nikt przy zdrowych zmysłach by nie palił”. Czy w akcie przezorności należałoby więc odstawić telefon?
Magazyn „The Atlantic” doniesienia dr. Hansraja komentuje tymczasem nieco prześmiewczo: