Od 20 lat każdy etap reformowania górnictwa, bardziej lub mniej udany, miał swoje charakterystyczne przekręty, które naraziły Skarb Państwa na stratę w sumie ok. 50 mld zł. Ostatnie kombinacje, za które Prokuratura Apelacyjna w Katowicach postawiła zarzuty korupcji 19 osobom ze świecznika górniczej władzy, wydają się najbardziej wyrafinowane.
Ogólnie chodzi o to, aby pracujący na rzecz kopalni dostawcy i firmy usługowe dzieliły się zyskiem za legalnie wykonaną pracę. Powstał układ, w którym rzecz jasna nikt nie używał słowa „łapówka”.
Odkleił się od interesu
Prokurator Leszek Goławski z Wydziału Przestępczości Zorganizowanej katowickiej Prokuratury Apelacyjnej rozszyfrowuje jeden z mechanizmów: – Dajesz, to idziesz od razu do kasy po pieniądze, nie dajesz, czekasz przynajmniej kilka miesięcy na zapłatę za wykonaną pracę. Za terminową płatność, a więc za coś, co powinno być normalne w obrocie gospodarczym, pobierano zwyczajową stawkę – średnio 3 proc. wartości kontraktu.
Płacenie po uważaniu zawsze było czymś powszednim – można się tylko domyślać przyczyn, dla których prezesi węglowych spółek i dyrektorzy kopalń patrzą na jedne firmy przychylnie, a wobec innych bezradnie rozkładają ręce i pokazują puste kieszenie.
Proceder był w zasadzie bezkarny. Pieniędzy nie brano za przymykanie oczu na gorszą jakość towaru czy usługi (tu nie było zmiłuj); według prokuratury, pieniądze brano za samą możliwość pracy na rzecz górnictwa.
W 2003 r. znowelizowany został kodeks karny. Pojawił się w nim artykuł o nieuczciwej konkurencji poprzez preferowanie nabywców lub odbiorców towarów, usług lub świadczeń.