Pesa walczy z czasem
Pesa walczy z nadmiarem kontraktów. Jeśli się nie uda, przepadnie unijne dofinansowanie
Gdy większość przedsiębiorstw zwalnia obroty i szykuje się na długi okres świętowania, w Pesie nikt o Bożym Narodzeniu nie myśli. Produkcja trwa na trzy zmiany, a obok stałej załogi montować pociągi i tramwaje pomaga wielu pracowników tymczasowych, także z Ukrainy. Walka toczy się o szereg kontraktów, które trzeba rozliczyć do końca grudnia. Jeśli się nie uda, przepadnie unijne dofinansowanie. Polsce bowiem, mimo nadziei nowego rządu, nie udało się przekonać Komisji Europejskiej, aby dała nam jeszcze dodatkowe kilka miesięcy albo chociaż tygodni. A podobno zmiana władzy miała wzmocnić naszą międzynarodową pozycję.
Największy problem Pesy to wart 1,3 mld zł kontrakt na 20 pociągów Dart dla PKP Intercity. W zasadzie powinny one już od niedzieli wozić pasażerów, ale na razie PKP Intercity odebrały tylko jeden egzemplarz. Przewoźnik i Pesa ogłosiły dziś zawarcie specjalnego porozumienia, które ma uchronić unijną dotację. Wszystkie pociągi muszą być gotowe do 31 grudnia, ale Pesa pieniądze dostanie dopiero, gdy PKP Intercity każdy skład przetestują.
Oczywiście przewoźnik naliczy też kary za niedotrzymanie terminu. Podobnie robią miasta czekające z niecierpliwością na tramwaje z Bydgoszczy. Wszystko wskazuje na to, że uda się zdążyć do Sylwestra z dostawami dla Krakowa, Warszawy, Torunia i Bydgoszczy. Gorzej może być w Łodzi. Na wagony piętrowe czekają też Koleje Mazowieckie. Przed Pesą zatem gorące i nerwowe święta.
Ta gigantyczna kumulacja zamówień to efekt poważnych błędów w rozliczaniu unijnych funduszy na kolej. Gdy okazało się, że nie zdołamy wydać pieniędzy przeznaczonych na remonty torów, przesunięto je na zakup taboru. Stało się to jednak bardzo późno. W przypadku wielu przetargów Pesa jako jedyna zgłaszała swoje oferty, podczas gdy inni producenci rezygnowali, bojąc się tak wyśrubowanych terminów.