Słoń a sprawa migrantów
Słoń a sprawa migrantów. Branko Milanovic o problemie nierówności
Rafał Woś: – To jak to jest? Czy żyjemy w czasach, gdy nierówności ekonomiczne wróciły do rozmiarów z początków XX w. i lada chwila czeka nas jakiś rodzaj nowej rewolucji październikowej? Czy może odwrotnie: całe to gadanie o rosnących nierównościach to tylko lamenty wąskiej grupy uprzywilejowanych dotąd obywateli zachodniego świata. Podczas gdy przecież w skali globalnej świat staje się coraz bardziej równy.
Branko Milanović: – Nasz kłopot polega na tym, że i jedno, i drugie się zgadza. Chce pan zrozumieć, co się dzieje z nierównościami ekonomicznymi na świecie?
Chcę.
To trzeba się przestawić z oglądania komiksu na wejście w rzeczywistość gry komputerowej w grafice 3D. Dwa wymiary zamieniamy na trzy.
Dwa wymiary, czyli co?
Przywykliśmy do bardzo płaskiego mówienia o nierównościach. Polega to na tym, że traktuje się świat jako całość, bazując na danych o dochodach gospodarstw domowych poszczególnych krajów. Na tej podstawie liczymy współczynnik Giniego.
Przypomnijmy tylko czytelnikom, że Gini to najprostsza metoda pokazywania, jak rozkładają się dochody wewnątrz populacji. Przedział wynosi od 1 do 100. Gdyby pokazał zero, to by oznaczało, że wszyscy mają tyle samo pieniędzy. 100 oznacza, że jeden człowiek ma wszystko, a reszta nic. Oczywiście w praktyce Gini mieści się pomiędzy skrajnymi wartościami.
Ten Gini dla całego świata w 1988 r. wynosił 72,2. W 2008 r. spadł do 70,5. A w 2011 r. nawet do 67. Prosty wniosek: w epoce neoliberalnej globalne nierówności spadają. Kropka.
To o czym my właściwie rozmawiamy?
O tym, że takie podejście do problemu nierówności to tylko część płaskiego obrazka. Żeby zobaczyć jego dodatkowy kawałek, trzeba jeszcze dodać dynamikę nierówności wewnątrz różnych społeczeństw.