Znajdy, znalazcy, znalezidła
Znajdy, znalazcy, znalezidła. W poszukiwaniu rodziny biologicznej
Szukasz rodziny po to, żeby odnaleźć siebie. Tak mówią psychologowie od tożsamości i prawnicy od praw człowieka. Prawo do wiedzy o genetycznych krewnych uznano w ostatnich latach za standard cywilizacyjny. W krajach zachodnich – nawet w przypadku dzieci pochodzących od anonimowych dawców spermy.
Za potrzebą odszukania nieznanej sobie matki stoi też zwykle potrzeba zadania pytania: dlaczego? Choć siłą napędową równie dobrze może być strach, który budzi się w odpowiedzi na rutynowe pytanie lekarza: czy w rodzinie była ta i ta choroba? Albo jeszcze inaczej: czy aby osoba, z którą się wiążemy, tak fizycznie podobna i mentalnie bliska, nie jest jakimś bliskim krewnym? Prawdopodobieństwo, że nieznający się brat i siostra, rodzeni czy przyrodni, trafią na siebie, nie jest, wbrew pozorom, małe. Adopcje często przeprowadza się w granicach tych samych miast lub pobliskich miejscowości. Ale czasem motywem gorączkowych poszukiwań jest coś tak banalnego jak samotność. I nadzieja, że brat czy siostra, cudem odnalezieni po latach, wypełnią jakąś życiową lukę.
Bożena Łojko, sama po 20-letnich poszukiwaniach brata, prowadząca portal Zerwane Więzi, mówi, że dziewczyny zaczynają szukać tuż po wejściu w pełnoletniość, mężczyźni z reguły po trzydziestce. Wpisują w wyszukiwarki rodzin znane sobie nazwiska, imiona, daty urodzenia. I czekają.
Dotrzeć do rodzeństwa
Grażyna po 50 latach znalazła siostrę bliźniaczkę Ewę. Przywiozła ją do niej dziennikarka tv, w pakiecie z dźwiękowcem, oświetleniowcem i kamerą. Dźwiękowiec skwapliwie nagrywał pierwsze słowa: „Nareszcie” – z ust jednej, oraz „Jak dobrze, że jesteś” – tej drugiej.
Grażyna miała dziewięć lat, gdy sąsiadka chlapnęła jej, że jest znajdą. Matka potwierdziła za kolejnych sześć lat – w jakiejś kłótni.