Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Zupełny brak słów

Mizerski na bis

Wielu wątpiło, czy Janusz Korwin-Mikke może wnieść coś nowego do języka politycznej debaty. Tymczasem on pokazał, że może, waląc „z liścia” eurodeputowanego Michała Boniego na spotkaniu w pałacyku MSZ w Warszawie. Jego krótkie wystąpienie zszokowało zebranych, a przy okazji dowiodło, że w polskiej polityce słowa coraz częściej nie są już w stanie jasno oddać tego, co jeden polityk chciałby powiedzieć drugiemu. Nie oszukujmy się, słowa, zwłaszcza niektóre, mocno się zdewaluowały i na nikim nie robią wrażenia. Nic dziwnego, że wzajemne obrzucanie się tymi słowami nie przynosi już ulgi ani satysfakcji i trzeba sięgać po nowe, bardziej ekspresyjne środki wyrazu.

Za pomocą działań słownych trudno dziś także zażegnać poważne konflikty społeczno-polityczne. Wyraźnie brakuje słów mogących doprowadzić do porozumienia, np. w sprawie dopuszczalności aborcji, stosowania metody in vitro czy obrażania uczuć religijnych katolików przez rozmaite sztuki, rzeźby czy instalacje. Dlatego niektórzy są za tym, aby debata na te trudne tematy przekroczyła wreszcie jałową fazę słowną i weszła w fazę kolejną, w której zainteresowane strony użyłyby do dyskusji rąk, a nawet nóg. W sprawie spektaklu „Golgota Picnic” wiernych zachęcali do tego niektórzy biskupi i trzeba przyznać, że prawie im się udało.

Występ JKM wielu komentatorów oburzył, bo – jak twierdzą – dowodzi upadku politycznego obyczaju. Dawniej w polityce i działalności okołopolitycznej, ­powiadają, jeśli ręce szły w ruch, to nie w celu okazania niechęci, tylko sympatii. W 1992 r. głośna była sprawa posła Iwińskiego z SLD, sekretarza stanu w Kancelarii Premiera, który podczas wizyty w Barcelonie okazał sympatię tłumaczce polskiej delegacji, sięgając lewą ręką do jej pośladków i pod żakiet.

Polityka 30.2014 (2968) z dnia 22.07.2014; Felietony; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Zupełny brak słów"
Reklama