Antykoncepcja po męsku
Rośnie w Polsce popularność wazektomii. Ale tylko w prywatnym obiegu i po cichu
Zabieg nie jest szczególnie skomplikowany. Żeby go przeprowadzić, potrzebny jest lekarz oraz sterylne warunki. Po podaniu znieczulenia miejscowego chirurg rozwarstwia skórę przypominającym nożyczki zakrzywionym peanem. Nerwom, naczyniom i układowi limfatycznemu nie grozi więc przecinanie. Narzędziem przypominającym odpowiednio zakrzywione szydełko lekarz wyciąga nasieniowód na powierzchnię skóry, podwiązuje go nicią w dwóch miejscach, przecina pomiędzy supełkami. Może dokonać koagulacji, czyli zamknięcia światła przeciętego nasieniowodu za pomocą temperatury, albo założyć tytanowe klipsy. Zabezpieczone nasieniowody wsuwa delikatnie do moszny. Na rozcięcie skóry najczęściej wystarczy plasterek. Zabieg trwa ok. 15–20 minut i pacjent od razu wraca do swoich spraw. To wielka zmiana, bo jeszcze niedawno mężczyzn poddawano całkowitej narkozie, a zabieg mógł skutkować cięższymi powikłaniami i bólem.
Po zabiegu, choć jądra pracują normalnie, utrzymując produkcję i hormonów, i plemników – te ostatnie mają dosłownie odciętą drogę i przestają pojawiać się w nasieniu. Ale funkcje seksualne i hormonalne zostają zachowane – nie zmienia się ani głos, ani włosy, ani inne przejawy męskości.
Wazektomię wykonuje się dziś legalnie w ponad 40 krajach świata. I bardzo często w popularyzowanie tej metody zapobiegania ciąży angażuje się państwo. Wykorzystuje kampanie społeczne, ułatwia dostęp do zabiegów na poziomie podstawowej opieki medycznej. Nie tylko w Indiach czy Chinach – ale także w krajach sytego Zachodu, gdzie zamożni mężczyźni i ich partnerki wolą wychować mniej liczne potomstwo, ale na lepszym poziomie. Tylko w Stanach przeprowadza się około pół miliona wazektomii rocznie.