Ks. Międlar znowu występuje i straszy. I to za cichym przyzwoleniem Kościoła
Od dwóch lat Polska brunatnieje, ale do tej pory nazywano to wstawaniem z kolan. Jedna Polska wstawała, druga Polska przyglądała się temu bezradna. Teraz pachnie zabijaniem.
W piątek ksiądz Jacek Międlar, duchowy przywódca ONR, napisał o posłance Nowoczesnej Joannie Scheuring-Wielgus: „Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?”. Dlaczego kapłan pisze o podrzynaniu gardła? Posłanka skontaktowała się z białostocką prokuraturą w sprawie kwietniowego kazania księdza: „Zawiadomiłam prokuraturę o popełnieniu przestępstw przez księdza Międlara, który w swoim przemówieniu w kościele zachęcał do propagowania idei faszystowskich”. Choć przełożeni nakazali księdzu milczenie, ten nadal występuje i cieszy się poparciem.
Jego zwolennicy alarmują, że działania prokuratury to „inwigilacja Kościoła” i kara za „wygłoszone Słowo Boże”. Międlar działa nie tylko za cichym przyzwoleniem Kościoła – słychać też głosy, w których jego nacjonalistyczne kazanie nazywane jest trudną ścieżką ortodoksji. „W każdym razie na własne uszy słyszałem wiele gorszych i bardziej odległych od ewangelii kazań, za które żaden ksiądz nie otrzymał kary” – przyznaje otwarcie ks. Przemysław Szewczyk z Archidiecezji Łódzkiej.
Wyglądało na to, że wpis Międlara nawołujący do przemocy wywoła wstrząs i sprzeciw. Że to już. Media z ulgą podchwyciły słowa jezuity o. Grzegorz Kramera: „Tym razem nie mogę milczeć. To nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem i Kościołem katolickim”. Ale to trwało krótko. Kramer się wycofał: „Usunąłem tweeta z moim sprzeciwem. Nienawiść mnie pokonała w tym wypadku”.