Przejęcie przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa i polityczne uzależnienie sądów poza złamaniem konstytucji i zasady trójpodziału władzy może też złamać życie kilkudziesięciu sędziom uważanym przez rządzącą ekipę za wrogów. Już są poddawani naciskom i wskazywani palcem przez ministra sprawiedliwości jako cele do odstrzału. Na przykład Waldemar Żurek, rzecznik KRS, znienawidzony za ostrą krytykę poczynań PiS. I Igor Tuleya, bo ośmielił się porównać metody stosowane przez CBA w śledztwie przeciwko dr. Mirosławowi G. do stalinowskich. Także Agnieszka Pilarczyk za to, że uniewinniła lekarzy oskarżanych przez rodzinę Ziobrów o błędy, w wyniku których miał stracić życie ojciec ministra. Albo Justyna Koska-Janusz, bo wydała niekorzystny dla Zbigniewa Ziobry wyrok w sprawie, jaką wytoczył Jarosławowi Netzlowi, byłemu prezesowi PZU.
Ale celem numer jeden, tu nie może być wątpliwości, jest szeregowy sędzia Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście Wojciech Łączewski. Plan wobec niego jest jasny. Ma być wydalony ze stanu sędziowskiego, bez prawa do wykonywania innych zawodów prawniczych, wyrzucony poza margines, skazany na zapomnienie. A jak się da, to także na więzienie.
Sędziego uznano za wroga, bo wydał wyrok skazujący na kary pozbawienia wolności byłych szefów CBA Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika oraz ich dwóch podwładnych za sprokurowanie tzw. afery gruntowej. Środowisko prawicowe uznało, że trzy lata więzienia dla wiceszefa PiS to odwet za jego bezkompromisowość. Przecież prokurator żądał tylko dwóch lat więzienia i do tego w zawieszeniu.
Lepiej się zastrzel
Czy Łączewski miał podstawy, aby tak surowo potraktować oskarżonych? A może dał się ponieść osobistym animozjom? – Wyrok zapadł jednogłośnie – tłumaczy sędzia.