Kiedy niespełna trzydziestoletni rabin Szalom Ber Stambler dotarł do Warszawy, znalazł się niby wygnaniec z Ziemi Obiecanej na pustyni. – W tym kraju, gdzie było wszystko, nie zostało nic. Nie można wrócić do tego, co było. Jest jak jest, ale dla honoru tych, którzy wyginęli w Holocaust, trzeba tu znowu być – powtarzał, tłumacząc swój wybór.
Rabin wierzy, że tak jak nie istnieją przypadkowe spotkania między ludźmi, tak nie zdarzają się i inne przypadki w życiu. Syn wojskowego rabina z Izraela znalazł swoje zadanie do wykonania właśnie tutaj, gdzie zamieszkał z żoną i dwójką dzieci. Na warszawskiej pustyni założył na razie niewielką oazę. Od dwóch lat, odrodzona z popiołów 1939 r., działa w Warszawie – prowadzona przez chasydzki odłam judaizmu, organizację Chabad Lubawicz – żydowska szkoła religijna. To nie tylko centrum edukacji, gdzie uczy się zasad Talmudu i wykłada chasydzką filozofię, ale i centrum kultury, miejsce spotkań Żydów, a także osób zainteresowanych. Rabin Stambler jest szefem i spiritus movens całego przedsięwzięcia.
Współczesna jesziwa daleka jest od wyobrażeń, jakie mają w głowach czytelnicy prozy Isaaca Bashevisa Singera.