W stoczni w Dalian robotnicy montują ostatnie instalacje na pokładzie „Shi Lang”, pierwszego chińskiego lotniskowca. Okręt nie zawsze sławił XVII-wiecznego admirała, zdobywcę Tajwanu. Dawniej nazywał się „Wariag” i rdzewiał przy nabrzeżu portu w Mikołajewie koło Odessy jako spadek ukraińskiej marynarki po podziale radzieckiej floty. Ukraina, zniechęcona wysokimi kosztami dalszej budowy, wystawiła go na sprzedaż – za 20 mln dol. kadłub kupiła agencja turystyczna z Hongkongu. Na lotniskowcu chciała urządzić muzeum, hotel i kasyno cumujące w Makau, stolicy dalekowschodniego hazardu. „Wariag” miał być tam atrakcją podobną do dwóch innych poradzieckich okrętów „Mińska” i „Kijowa”, które kuszą turystów w dochodowych parkach rozrywki w Shenzhenie i Tiencinie. Ostatecznie zamiast do Makau trafił do suchego doku w Dalian. Właściciele agencji z Hongkongu byli powiązani z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą.
Po zwodowaniu okręt otworzy nową epokę chińskiej sztuki wojennej. Planiści chcą, by flota, przez lata szykowana do wojny o pobliski Tajwan, niebawem wypłynęła na szerokie wody, na Pacyfik i Ocean Indyjski, by chronić szlaki handlowe i trasy importu ropy naftowej do Państwa Środka. Do tego będą potrzebne lotniskowce. Chińczycy mają na nie pieniądze, ale w projektowaniu daleko im jeszcze do Amerykanów i Rosjan. – Lotniskowiec to przede wszystkim technologia, od miliona szczegółów po niezawodne urządzenia, umożliwiające bardzo krótki start i lądowanie – mówi dr inż. Tomasz Szulc, ekspert wojskowy z Politechniki Wrocławskiej.