Yoshinori Arai nie miał żadnych skrupułów. Do pracy przy usuwaniu skutków katastrofy w elektrowni atomowej w Fukuszimie wysyłał bezdomnych i upośledzonych umysłowo, a potem przywłaszczał sobie połowę ich pensji. Jego aresztowanie 31 stycznia zelektryzowało japońskie media – nie z powodu niemoralnego postępowania, tylko dlatego, że ten 40-latek jest wysoko postawionym bossem yakuzy.
Kilka miesięcy wcześniej pod identycznymi zarzutami zatrzymano jego kolegę z tego samego klanu japońskiej mafii. Ogółem tutejsza policja aresztowała już pięciu gangsterów wyzyskujących robotników pracujących w biznesie atomowym i prowadzi prawie 40 śledztw w podobnych sprawach. Eksperci szacują, że w ten sposób yakuza zgarnia większość rządowych pieniędzy przeznaczanych na odbudowę zniszczonej prefektury Fukuszimy.
Dla mafiosów japońskie elektrownie atomowe to żyła złota. Nie cieszą się one najlepszą opinią. Ich pracownicy są narażeni na dużo większe dawki promieniowania niż np. koledzy z Francji. Dlatego personel musi być poddawany częstej rotacji, ale ciężka fizyczna praca w warunkach zagrożenia życia nie cieszy się popularnością. Szukaniem ludzi, którzy nie mają nic do stracenia, przez lata zajmowali się więc gangsterzy. Dziennikarz śledczy Tomohiko Suzuki, który przez wiele miesięcy pracował przy odbudowie Fukuszimy, a potem opisał swoje doświadczenia w reporterskiej książce, twierdzi, że mafiosi zapewniali tanią siłę roboczą dla atomowego biznesu już od początku lat 90. Z reguły szukali kandydatów wśród innych przestępców, którzy im się narazili, albo wśród własnych dłużników. Mając do wyboru śmierć na popromiennego raka za wiele lat albo rychłe spotkanie z nożem, większość wybiera to pierwsze rozwiązanie.