A więc jednak można. Trzeba było wprawdzie do tego śledztwa prowadzonego przez FBI, ale okazało się, że działacze FIFA, dla których korupcja była na porządku dziennym, nie są nietykalni. Zatrzymania, do których doszło w jednym z hoteli w Zurychu, dwa dni przed wyborami prezydenta FIFA (które formalnie mają potwierdzić, że miłościwie panujący od 1998 roku Sepp Blatter pozostanie na tronie jeszcze co najmniej jedną kadencję) to ogromna sensacja, bo wszyscy przyzwyczaili się już do smutnej myśli, że FIFA stoi ponad prawem.
Wśród zatrzymanych (usłyszeli m.in. zarzuty korupcji i prania brudnych pieniędzy) są grube ryby, np. Eugenio Figueredo - były prezydent strefy południowoamerykańskiej (CONMEBOL) oraz Jefferey Webb - szef strefy Ameryki Północnej, Środkowej i Karaibów (CONCACAF). To właśnie CONCACAF, skupiająca przede wszystkim marginalne futbolowo kraje jest od lat bastionem Blattera. W zamian za łapówki i prowizje przy kontraktach, tamtejsi działacze ślepo popierają Szwajcara, zapewniając mu nieusuwalność.
Blattera tym razem sprawiedliwość nie dosięgła, co specjalnie nie dziwi. Wprawdzie jego przyzwolenie na korupcję jest oczywiste, ale jest zbyt przebiegły, by zostawiać za sobą ślady. Na pewno jednak ma się czym przejmować, bo amerykańscy śledczy są uparci i skuteczni. Musiało mu przejść przez myśl, że upadek Lance’a Armstronga, kolarskiego oszusta wszechczasów, zaczął się również od śledztwa prowadzonego przez agentów federalnych. Podobnie jak olimpijskiej multimedalistki, sprinterki Marion Jones i kilku innych amerykańskich gwiazd lekkiej atletyki. Od kilku lat Blatter omija Stany Zjednoczone, by nie narazić się na przykrość odpowiadania na niewygodne pytania.