Kwiaty we włosach
Historyczne wybory w Birmie. Zaskakująco dużo podobieństw do Polski
Znana na całym świecie liderka birmańskiej opozycji demokratycznej, pokojowa noblistka Aung San Suu Kyi (ASSK), wieloletnia więźniarka polityczna junty wojskowej, jeszcze nie ogłosiła zwycięstwa, ale jej partia jest go prawie pewna. Pełne wyniki wyborów mają być znane w poniedziałek po południu.
Gdzie jak gdzie, ale w naszej, pokomunistycznej części Europy, a zwłaszcza w samej Polsce, sprawa birmańska powinna się swojsko kojarzyć. Birma (Mianmar), najbiedniejszy kraj Azji Południowo-Wschodniej, właśnie wybija się na demokrację po ponad pół wieku rządów autorytarnych. W 1990 r. partia Aung San Suu Kyi zdecydowanie wygrała ówczesne wybory do parlamentu, ale wtedy do akcji wkroczyło wojsko i wyniki unieważniło. Władzę przejęli wojskowi. Armia wszędzie ma tendencję do rządów brutalnie tłumiących opozycję w polityce i w społeczeństwie. Nie liczy się z rzeczywistością, łudzi się, że da radę.
W połowie lat dwutysięcznych do wojskowych zaczęło docierać, że jednak nie dadzą rady. Zaczęli – jak ekipa gen. Jaruzelskiego pod koniec PRL – szykować demokratyczne otwarcie w nadziei, że przełamie to izolację junty w polityce międzynarodowej. Obecne wybory są ukoronowaniem transformacji politycznej i gospodarczej rozpoczętej cztery lata temu.
Wybory nie były całkowicie wolne i demokratyczne. Podobnie jak w Polsce u progu naszej transformacji, dla obecnej władzy zarezerwowano z góry jedną czwartą miejsc w obu izbach parlamentu. O pozostałą pulę rywalizują kandydaci z ponad 90 partii, w tym z Narodowej Ligi Demokratycznej, pani Aung San Suu Kyi. Liderka ma siedemdziesiąt lat, duże doświadczenie polityczne, znakomite kontakty w świecie zachodnim, doskonałe maniery.
Publicznie pokazuje się ubrana skromnie, lecz elegancko, z kwiatami we włosach, wywołując niemal nabożny entuzjazm zwolenników.