O reparacjach mówił już wcześniej, na konwencji Zjednoczonej Prawicy w Przysusze, prezes PiS Jarosław Kaczyński, zaskakując ponownym żądaniem wypłaty Polsce odszkodowań wojennych przez Niemcy. Przypomniał, że Polska poniosła gigantyczne straty materialne i ludzkie w wyniku niemieckiej agresji i okupacji, „których tak naprawdę nie odrobiliśmy do dziś” i które „są właściwie nie do odrobienia”. Przypomniał, że „Polska była pierwszym krajem, który zbrojnie przeciwstawił się niemieckiemu hitleryzmowi”, i krytykujące dziś PiS kraje zachodnie powinny o tym pamiętać. Prezes przekonywał, że „Polska nigdy nie zrzekła się odszkodowań – a ci, którzy tak sądzą, są w błędzie”. Kilkanaście dni później, potwierdzając niejako tezę o krajowym adresacie takich wystąpień, znacznie osłabił wymowę swoich słów z Przysuchy i sprowadził kwestię zaledwie do „sygnału” oraz do „przypomnienia pewnych spraw”. Teraz te sprawy znów wróciły. Przypomnijmy zatem, jak się naprawdę mają.
Wychodzenie z żądaniem odszkodowań wojennych w 72 lata po zakończeniu wojny to droga w ślepy zaułek, to polityka wyprana z realizmu. Polska nie ma mocy sprawczej do realizacji takiej polityki, a rząd niemiecki, nawet gdyby chciał uznać nasze roszczenia, to nie jest w stanie przebić się przez opór powojennych pokoleń Niemców, którzy nie poczuwają się już do odpowiedzialności za wojnę. I każdorazowo w takich przypadkach odsyłają nas do znaczącego wkładu Niemiec do wspólnego unijnego budżetu, z którego Polska czerpie niespotykane nigdy wcześniej w historii korzyści.
Niemcy przypominają nam także, że wprawdzie po wielu latach i z dużymi oporami, ale pogodzili się w końcu z granicą na Odrze i Nysie i przejęciem przez Polskę ziem zachodnich, i ta kwestia po wiekach sporów granicznych przestała konfliktować i dzielić oba narody.