W znanym skeczu „Wujek i imię dla dziecka” Kabaretu Moralnego Niepokoju dziecka jeszcze nie ma, ale już trzeba wymyślić dla niego imię. I okazuje się, że ten problem przerasta możliwości dwóch dorosłych mężczyzn. A to dopiero początek problemów, bo przecież jeszcze nie wyżynają się mleczaki. A jak już zaczną kiełkować?
Wydawałoby się, że najprostszym sposobem, w jaki kabaret może pożytkować temat dziecięcy, jest po prostu naśladowanie najmłodszych. Byłem kiedyś świadkiem pewnego incydentu. W centrum handlowym młoda kobieta z malutkim dzieckiem robiła zakupy. Bobas ledwie nauczył się chodzić, stąpał więc dość niezdarnie. Mężczyzna w średnim wieku, nie wykluczam, że ośmielony kilkoma piwami, zaczął przedrzeźniać niezdarne kroki malca. Robił to nawet zabawnie i z dużym aktorskim zacięciem. Mamusia jednak oburzyła się i głośno krzyknęła: „Z dziecka się śmiać! Jak panu nie wstyd!”. Gapie zgodnym pomrukiem przyznali jej rację. Bo kpić z maluchów nie bardzo wypada. Udawać je też jakoś głupio. No chyba że robią to w niezapomnianym kwartecie, przebrani za dziewczynki, Edward Dziewoński, Bogusław Kobiela, Jan Kobuszewski i Wiesław Gołas. Zresztą najlepszy kabaret potrafią zafundować (choć nieświadomie)... same dzieci. Już dawno odkrył to tygodnik „Kobieta i Życie”, drukując „Satyrę w krótkich majteczkach” czy „Przekrój” w rubryce „Humor zeszytów”. A tę tradycję wyśmienicie kontynuowała radiowa Trójka („Dzieci wiedzą lepiej”) czy TVP („Duże dzieci”). Dorośli, nawet ci z najlepszym poczuciem humoru, w tej rywalizacji pozostają więc bez szans.