Rysiu, chodź na chwilkę – starsza pani powoli drepcze w stronę parkanu. – No i jak, bo telewizji nie oglądałam? – Wygraliśmy – odpowiada Rysio. – Ale mówią, żeś ty te pieniądze oddał? – dopytuje staruszka. – Jak dostanę, oddam na cel charytatywny, ale pewnie będzie jeszcze apelacja – tłumaczy Rysio. Starsza pani zaciera ręce. – A niech będzie. Przegra i sąd jej jeszcze więcej dowali – pociesza.
Ostatnio Ryszard Giersz nie może przejść spokojnie ulicami Wolina. Co chwila ktoś zaczepia, pozdrawia, podaje rękę.
– Gratuluję panu odwagi – to urzędniczka z magistratu. Wczoraj jakaś pani prosiła, żeby choć na moment wsiadł do jej samochodu i opowiedział o procesie. Do sklepu spożywczego w pobliskiej wsi, w którym pracuje jako sprzedawca, też ciągle ktoś zagląda, żeby pogratulować.
– Prezent jakiś, panie Rysiu, bym panu kupiła, ale emerytura dopiero piętnastego. To chociaż pastę do zębów panu przyniosłam. Z Niemiec dostałam – mówi pani Tala, stała klientka.
Tylko grupka nastolatków przy budce z kebabem, mijając Rysia, rzuca: pedał. Ale to ci sami co zawsze, i jakoś tak ciszej, półgębkiem.
– W dzień ogłoszenia wyroku w Wolinie wrzało – opowiada pan Władysław, miejscowy taksówkarz. – Tu się wszyscy znają i wszyscy tego chłopaka lubią. Grzeczny, ułożony, można z nim pogadać, a ona jest skłócona z połową miasteczka. Poza tym to jego sprawa, jak żyje. Dorosły jest.
A 24-letni Ryszard Giersz jest w szoku. Gdy sprawa trafiła do mediów i zrobił się coming out na całą Polskę, bał się wychodzić z domu; pobiją, zbluzgają. Sprawdzał, czy na murach nie pojawią się jakieś napisy. A tu tyle tolerancji, i to w małym miasteczku.