Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Szkoła nieufności według Llosy

Siłę tegorocznej Nagrody Nobla widać w księgarniach. W ciągu jednego dnia od ogłoszenia werdyktu poznikały z półek niemal wszystkie wznowienia powieści Mario Vargasa Llosy, które ukazały się ostatnio w Znaku. W przeszłości nie zawsze tak było.

Częściej Nobel literacki wprawia w konsternację (kto to jest? – pytają czytelnicy) niż sprawia radość. Tym razem tak nie było, dostał go bowiem pisarz, którego dobrze znamy i którego sama „Rozmowa w »Katedrze«” na Nobla zasługuje. „Cieszę się tak, jakby nagrodę dostał mój kuzyn” – komentował jeden z czytelników na forum internetowym. Llosa w Polsce od dawna był ważny. Moda na jego książki była związana z boomem literatury iberoamerykańskiej, który trwał aż do lat 80. Na kolejne powieści Cortazara czy Marqueza czekało się z niecierpliwością.

Llosa nigdy jednak nie miał wiele wspólnego z tym, co nazywano realizmem magicznym. „Czy u mnie ktoś lata albo znika?” – żartował wielokrotnie. Interesował go za to obraz społeczeństwa poddanego dyktaturze. Polska fala mody była tak silna, że wydawców iberoamerykańskich interesowały opinie polskiej krytyki. Wiedzieli bowiem, że polscy czytelnicy byli liczącą się grupą, która zapewniała powodzenie książce. Kiedy moda przeminęła, kiedy studentki już nie przechadzały się z „Grą w klasy” Cortazara czy powieścią „Sto lat samotności” Marqueza po ulicy, Llosa, choć odmienny, pozostał najchętniej czytanym pisarzem latynoamerykańskim.

Rozmowa o Polsce

Polski sentyment do Llosy brał się stąd, że „Rozmowę w »Katedrze«” czytano w 1975 r., kiedy się ukazała, nie tylko jako obraz dyktatury w Peru za generała Odrii, ale jako powieść o Polsce, której tutaj nikt nie mógłby napisać. Bliskie były nam potyczki z cenzurą, masowe „spontaniczne” manifestacje, na które zwożono autokarami podstawionych ludzi, ale też skomplikowane relacje z rządzącymi.

Polityka 42.2010 (2778) z dnia 16.10.2010; Kultura; s. 94
Reklama