W Wielkiej Brytanii prawo zabrania strajków generalnych poza przypadkami, w których załoga protestuje przeciwko bezpośredniemu pracodawcy i ma jakieś specyficzne powody. Dlatego Wyspiarze, zamiast na ulicy, częściej rozstrzygają swoje spory w sądach, korzystając z pomocy związków zawodowych. W 2009 r. z powodów strajków stracili 19 dni roboczych w przeliczeniu na tysiąc pracowników. Najmniej, czyli 4 dni robocze, w ciągu całego zeszłego roku stracili Niemcy, którzy rzadko wychodzą na ulicę. Pozwalają, by negocjacje w imieniu załogi prowadziły rady pracownicze. A o strajku generalnym mówi się w ostateczności albo używa się go jako straszaka podczas rozmów przy stole, kiedy dochodzi do patowej sytuacji i trudno podpisać porozumienie.
O Francji po fali protestów czytaj na s. 54.