Archiwum Polityki

Protesty na ulicy, w sądzie i przy stole

Strajki zdarzają się w całej Europie, ale każdy naród protestuje inaczej. Jedni wychodzą na ulicę, drudzy idą do sądu, a jeszcze inni najpierw siadają do stołu negocjować. W Niemczech i w Wielkiej Brytanii blisko 30 proc. wszystkich pracowników należy do związków zawodowych, a we Francji zaledwie 9 proc. Za to Francuzi znacznie częściej wychodzą na ulicę. Protesty rozlewają się na cały kraj i wciągają kolejne gałęzie przemysłu. W ciągu ostatnich 5 lat Francja co roku traciła ponad 100 dni roboczych w przeliczeniu na tysiąc pracowników.

W Wielkiej Brytanii prawo zabrania strajków generalnych poza przypadkami, w których załoga protestuje przeciwko bezpośredniemu pracodawcy i ma jakieś specyficzne powody. Dlatego Wyspiarze, zamiast na ulicy, częściej rozstrzygają swoje spory w sądach, korzystając z pomocy związków zawodowych. W 2009 r. z powodów strajków stracili 19 dni roboczych w przeliczeniu na tysiąc pracowników. Najmniej, czyli 4 dni robocze, w ciągu całego zeszłego roku stracili Niemcy, którzy rzadko wychodzą na ulicę. Pozwalają, by negocjacje w imieniu załogi prowadziły rady pracownicze. A o strajku generalnym mówi się w ostateczności albo używa się go jako straszaka podczas rozmów przy stole, kiedy dochodzi do patowej sytuacji i trudno podpisać porozumienie.

O Francji po fali protestów czytaj na s. 54.

Polityka 45.2010 (2781) z dnia 06.11.2010; Flesz. Świat; s. 11
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną