Archiwum Polityki

Piruety

Moją ulubioną figurą w mediach są przeprosiny wszelkiego rodzaju. Na każdym kroku ktoś trawiony wyrzutami sumienia (albo przymuszony przez sąd) bije się w piersi i przeprasza, przeprasza, przeprasza. Nawet Benedykt XVI przeprosił za księży pedofilów. Czy to nie jest wzruszające? Że za późno? Za mało? Zbyt ogólnikowo? – Nie bądźmy drobiazgowi – ważne, że przeprasza.

Koleje francuskie „przeprosiły” ostatnio za swoją współodpowiedzialność w wywózce Żydów do obozów zagłady. „Naziści i francuscy kolaboranci kierowali tymi okropnymi akcjami, ustalając skład pociągów, rodzaje wagonów, a nawet rozkłady jazdy” – napisał szef kolei. Że najszybsza kolej w Europie dojechała do stacji Przepraszam z opóźnieniem 70 lat? Że przeprosiła dopiero pod presją Żydów amerykańskich, którzy protestowali przeciwko lukratywnemu kontraktowi na budowę przez Francuzów szybkiej kolei TGV do wesołego miasteczka w Orlando na Florydzie? Że najpierw wozili do gazu, a teraz chcą wozić do Disneylandu? C’est la vie. Ważne, że i tak przeprosili. Nie wszystkie koleje wożące do obozów zagłady zdobyły się na taki gest.

Włoski minister do spraw reform (!), przywódca Ligi Północnej Umberto Bossi, przeprosił rzymian za nazwanie ich „świniami”. „Przepraszam obywateli, jeżeli obraziłem kogokolwiek” – wystękał. Minister kultury Sandro Bondi tak się wzruszył, iż uznał, iż Bossi „jest dżentelmenem, co jest rzadkością we włoskim życiu politycznym”. Jeszcze trochę, a przeprosi premier Berlusconi, choćby za to, że sprowadził czeskiego premiera Topolanka na złą drogę. (Topolanek już przeprosił…).

Bliższa koszula ciału, więc warto odnotować lawinę przeprosin i w naszym kraju. Najpierw się komuś głośno wymyśla od agentów, łajdaków, oszustów, a po latach, po sprawie sądowej – cichutko, przez zęby, przeprasza. Najpierw ktoś na stanowisku senatora lub posła Platformy, jak Roman Ludwiczuk czy Robert Węgrzyn, rzuca k…, a potem „jeśli ktoś poczuł się urażony moimi słowami, to ubolewam”. Tacy „parlamentarzyści” potwierdzają tylko opinię Jarosława Kaczyńskiego, że wychowała ich ulica. Prezes znieważa inaczej.

Otwieram tydzień temu POLITYKĘ i ze zdumieniem widzę tekst Andrzeja Zybertowicza – czołowego intelektualisty IV RP i doradcy prezydenta Kaczyńskiego do spraw bezpieczeństwa. To już ekumenizm i postpolityka zaszły w POLITYCE tak daleko, że drukuje Zybertowicza? Na szczęście okazało się, że to tylko przeprosiny. Profesor przeprasza „Pana Milana Subotica” za sugestie, jakoby tenże działał w TVN „inspirowany przez WSI lub inne służby”, inspirował nagranie materiału z rozmowy Renaty Beger z posłami PiS oraz spowodował wyemitowanie programu „Teraz my!”, inspirując dwóch dziennikarzy prowadzących ten program.

Zybertowicz przyznaje i przeprasza, że naruszył prawa osobiste „takie jak cześć, godność oraz dobre imię” Subotica. Moim zdaniem, urażeni mogliby się także poczuć autorzy programu „Teraz my!”, przez samą sugestię, że wyemitowali program z inspiracji WSI „lub innych służb”, ale mniejsza o to. Najważniejsze, że Zybertowicz przeprosił, że ruszyło go sumienie (bo przecież nie będziemy się domyślać, że były inne przyczyny) i że pokrył koszty. Boję się tylko, żeby POLITYKA nie zaczęła teraz pobierać opłat od wszystkich autorów.

Ostatnio sąd nakazał profesorowi przeprosić Michnika za to, że nazwał go „zaciekłym obrońcą” agentów. A ponieważ przeprosiny kosztują, to dzieła zebrane Zybertowicza będą wymagały sponsora na miarę Gazpromu. Komorowski dogadał się w tej sprawie z Miedwiediewem. Prezydent Rosji tak się przejął tym polskim przepraszaniem, iż na wszelki wypadek przeprosił Tomasza Lisa, który miał przecież szanse zostać prezydentem, gdyby nie ten minus, że zna angielski, co w oczach polskiego elektoratu jest dyskredytujące.

W agenturalnym koncernie ITI ciągle chyba chłodzą szampana, bo drużynowo jest to najczęściej przepraszany koncern w Polsce (w kategorii indywidualnej liderem jest Adam Michnik). A propos szampana: kiedy kolejny fizyk z Uniwersytetu Harvarda otrzymał Nobla, dziekan natychmiast wyciągnął butelkę z lodówki. Zapytany, skąd tak szybko pojawił się szampan, odpowiedział: „O tej porze roku zawsze trzymamy szampana w lodówce”. Podobno prezes Walter też ma coś w lodówce, bo TVN co pewien czas wygrywa kolejny proces z „Naszym Dziennikiem”, który określił tę stację jako „medialne zoo”, „medialnych terrorystów”, paszkwilantów i wrogów polskiego patriotyzmu.

W Agorze też lodówka nie jest pusta. Spożycie szampana na głowę należy tam do najwyższych na Czerniakowie. Salon jest upojony sukcesami sądowymi. Sąd Najwyższy orzekł, że porównanie przez Jarosława Kaczyńskiego „Gazety Wyborczej” do „Trybuny Ludu” z 1953 r. oraz twierdzenie, że Agora jest „pod kontrolą postkomunistycznej oligarchii”, nie jest usprawiedliwione wolnością słowa i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Z innych wydarzeń na giełdzie przeprosin: „Nasz Dziennik” ma przeprosić Hannę Gronkiewicz-Waltz (na pierwszej stronie i dużą czcionką!) za artykuł pod zgrabnym tytułem „Gronkiewicz, bank i gangsterzy”, wedle którego H. G.-W. pomogła mafii i kontaktowała się z gangsterami. Co za czasy! Za gangsterskie artykuły trzeba przepraszać. A gdzie jest wolność słowa? Gdzie miejsce na krytyczne, niezależne dziennikarstwo?

Na szczególną uwagę zasługują kolejne przeprosiny ze strony Ministerstwa Obrony Narodowej pod adresem osób wymienionych bezpodstawnie w tzw. raporcie Macierewicza. Dlaczego MON oszczędza na wszystkim, nawet na symulatorach? Bo musi mieć pieniądze na przepraszanie za Macierewicza. Autor raportu hula w Sejmie i w Kongresie USA, a my musimy płacić za jego raport. Czy Antoni Macierewicz, zanim coś napisze, nie powinien się ubezpieczyć na własny koszt? Czy MON zdobędzie się na odwagę, żeby wystąpić do posła o zwrot kosztów jego raportu? Nie oczekuję słowa „przepraszam”, tylko kasy żal.

Apeluję też do premiera Tuska, żeby przeprosił za to, co zrobił z prezydentem Sopotu Jackiem Karnowskim – najpierw, po ujawnieniu zarzutów prokuratorskich, ewidentnie rozdętych, odciął się od niego pryncypialnie, przeniósł się z Platformy sopockiej do gdańskiej, a w ostatniej chwili przed wyborami powrócił do organizacji sopockiej, uznał kwalifikacje Karnowskiego, ale nie głosował na kandydata swojej partii, bo jest wierny zasadzie, że jeżeli na kimś ciążą zarzuty, to nie powinien kandydować. Piruety, jakie wykonuje czasami Donald Tusk, pretendują go do baletu. Już piruet, jaki wykonał u prezydenta Komorowskiego, żeby nie podać ręki Jaruzelskiemu, został wysoko oceniony przez jury „Tańca z gwiazdami”.

Polityka 50.2010 (2786) z dnia 11.12.2010; Felietony; s. 96
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną