Archiwum Polityki

Łaskawe tempo

Rozmowa z Krzysztofem Łaszkiewiczem, ministrem w Kancelarii Prezydenta odpowiedzialnym za biuro obywatelstw i ułaskawień

Kancelaria Prezydenta bada sprawę kontrowersyjnego ułaskawienia przez Lecha Kaczyńskiego Adama S. Kilka tygodni przed uzyskaniem łaski biznesmen (skazany na karę w zawieszeniu za wyłudzenie państwowych pieniędzy) został wspólnikiem Marcina Dubienieckiego, reprezentującego kancelarię prawną, która wystąpiła z wnioskiem o ułaskawienie do prezydenta.

Co wynika z audytu?
Nie znam jeszcze wyników, ale przede wszystkim zastanawiające jest tempo, w jakim ta sprawa została załatwiona. Pod koniec urzędowania prezydenta Kaczyńskiego na rozpatrzenie wniosku o ułaskawienie trzeba było czekać co najmniej rok. Tu prośba została rozpatrzona w cztery miesiące. Przy czym nadano jej bieg już w 15 dni po tym, gdy wpłynęła do kancelarii. Sporządzony na maszynie wniosek podpisał sam Adam S. Trafił on do kancelarii 5 lutego 2009 r. 20 lutego minister Andrzej Duda poprosił prokuratora generalnego o akta sprawy i sporządzenie notatki informacyjnej. Akta z sądu rejonowego w Kwidzynie wpłynęły do Kancelarii Prezydenta 9 marca. Czyli już w tym dniu były tutaj wszystkie dokumenty dotyczące sprawy. 8 maja prezydent wszczął z urzędu, czyli w tzw. trybie prezydenckim, postępowanie ułaskawieniowe. Co ważne, uczynił to bez zwracania się o opinię do sądu. 22 maja wpłynęła negatywna opinia prokuratora generalnego, a mimo to 9 czerwca zapadła decyzja o ułaskawieniu. Jak widać, wszystko odbyło się bardzo szybko, choć zgodnie z prawem, bo prezydent ma prawo ułaskawić każdego skazanego.

Kto złożył wniosek o uruchomienie trybu prezydenckiego?
Tego jeszcze nie wiemy. Ale mogli to zrobić właściwie tylko dwaj ministrowie: szef kancelarii Piotr Kownacki oraz nadzorujący biuro ułaskawień Andrzej Duda. W tej chwili wiemy natomiast, że ułaskawienie dotyczyło między innymi zatarcia kary. To wydaje się kwestią zasadniczą. Dzięki temu bez problemów Marcin Dubieniecki mógł wejść do spółki z Adamem S.

Ile spraw o ułaskawienie napisał Marcin Dubieniecki lub jego ojciec Marek?
Poza sprawą Adama S. do Kancelarii Prezydenta wpłynęły jeszcze cztery sprawy, w których o łaskę występowali klienci Dubienieckich. To znaczy, że w tych kilku przypadkach wiadomo, że te osoby były reprezentowane przez ich kancelarię na etapie postępowania przygotowawczego lub sądowego. Próśb o łaskę Dubienieccy w tych przypadkach nie podpisywali. Żadna z tych spraw nie została doprowadzona do końca. Tylko w jednym przypadku rozpoczęto procedurę ułaskawienia. Z kancelarii, za pośrednictwem prokuratora generalnego, wysłana została standardowa prośba o opinię. Sąd jednak nie nadał sprawie dalszego biegu i na tym się skończyło. W trzech pozostałych sprawach jedyną czynnością kancelarii było ściągnięcie akt z sądu.

Jakich przestępstw dotyczyły?
Między innymi byli to skazani za prowadzenie pojazdów w stanie nietrzeźwości, groźby karalne, naruszenie zakazu sądowego, a także za pobicie, kradzież i znęcanie się nad rodziną. Wszystkie rozpatrywane były przez sąd w Kwidzynie.

Za urzędowania Lecha Kaczyńskiego prośby o ułaskawienie rozpatrywane były bardzo długo.
Za kadencji Lecha Kaczyńskiego załatwionych zostało 1114 wniosków o ułaskawienie – 201 pozytywnie, 913 negatywnie. Ale około 700 próśb w ogóle nie zostało rozpatrzonych, przy czym część z nich pochodziła jeszcze z 2007 r. Te sprawy musi rozpatrywać prezydent Komorowski, do którego wpłynęło około 300 próśb złożonych już za jego kadencji. Załatwiane są dopiero wnioski z 2008 r. Ze względu na upływ czasu wszystkie prośby trzeba jeszcze raz bardzo dokładnie przeglądać i badać. Chodzi o to, by uniknąć sytuacji, które budziłyby wątpliwości albo wprost groziłyby kompromitacją, gdyby na przykład okazało się, że ułaskawiony już nie żyje albo kara zatarła się z mocy prawa.

Czy wprowadziliście rozwiązania, które pozwoliłyby uniknąć spektakularnych pomyłek?
Prezydent Komorowski z reguły nie stosuje ułaskawienia, jeśli opinia sądu jest negatywna. Nie wykluczam, że wyniki audytu pokażą konieczność wprowadzenia innych zabezpieczeń. Natomiast nie wyobrażam sobie, by należało w jakikolwiek sposób ograniczać konstytucyjne prawo prezydenta do stosowania nieograniczonego aktu łaski. To decyzja podejmowana suwerennie i autonomicznie, której nikt nie może podważyć. No chyba że zmienimy konstytucję.

rozmawiał Grzegorz Rzeczkowski

Polityka 12.2011 (2799) z dnia 18.03.2011; Flesz. Kraj; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną