Mało kto wie, że wojsko, które chroni nasz kraj, samo jest chronione przez specjalnie wynajęte prywatne Oddziały Wart Cywilnych oraz Specjalistyczne Uzbrojone Formacje Ochronne. Jest to rozwiązanie bardzo praktyczne i korzystne dla wojska, gdyż nie angażuje żołnierzy, którzy zamiast chronić samych siebie, mogą skupić się na szkoleniu i podwyższaniu umiejętności.
System ma i tę dodatkową zaletę, że jest tani, gdyż firmy ubiegające się o kontrakty na ochronę obiektów wojskowych zbijają ceny usług, jak mogą. Ceny te są już tak niskie, że, jak donosi „Rzeczpospolita”, pracy przy ochronie jednostek wojskowych raczej nie podejmują się wykwalifikowani ochroniarze ani żadne w miarę sprawne osoby, które potrafią cokolwiek ochronić. Zamiast nich Oddziały Wart Cywilnych oraz Specjalistyczne Uzbrojone Formacje Ochronne zmuszone są korzystać z usług osób starszych, często schorowanych. Osoby te, jak wiadomo, mają niewielkie szanse na zatrudnienie, dlatego możliwość ochraniania jednostek wojskowych to dla nich dobra okazja na dorobienie do renty czy emerytury.
Ze względu na niewygórowaną cenę wojsko chwali sobie usługi tych osób, niestety coraz częściej pojawiają się doniesienia o ich niepełnej – mówiąc delikatnie – przydatności. Otóż niektórym ochroniarzom zdarzają się zasłabnięcia na warcie, notuje się również przypadki tzw. niekontrolowanych wystrzałów, będących efektem tego, że ochraniający nie umieją posługiwać się powierzoną im bronią. Jedna z firm postanowiła nawet podpiłować iglice w broni używanej przez ochroniarzy tak, aby nie można było oddać z niej strzału. Zapewnia to dodatkową ochronę nie tylko samych ochroniarzy, ale także żołnierzy przebywających w chronionych przez tych ochroniarzy obiektach.
„Rzeczpospolita” ujawnia, że kilka miesięcy temu kilku żołnierzy z Departamentu Kontroli MON, w celu zbadania skuteczności zastępów ochroniarskich, postanowiło wejść przez płot na teren siedziby elitarnej jednostki specjalnej GROM. Jak się okazało, podczas akcji nie byli przez nikogo niepokojeni, a ich obecność wykrył jedynie elektroniczny system monitoringu. Do interwencji służb ochroniarskich doszło dopiero, gdy zaalarmowani komandosi GROM wezwali funkcjonariuszy policji. Funkcjonariusze ci nie zostali do jednostki wpuszczeni, gdyż ochroniarze wytłumaczyli im, że jednostka jest tajna i nikt nie może wejść na jej teren bez odpowiedniej zgody.
Z przeprowadzonej kontroli wynika jasno, że ochrona jednostek wojskowych w obecnym kształcie, mimo że wyjątkowo tania, jest nadal o wiele za droga, jeśli wziąć pod uwagę jej skuteczność. I że dowództwo armii musi szukać innych, jeszcze tańszych rozwiązań. Naszym zdaniem pierwszą sensowną oszczędnością powinna być rezygnacja z ochrony jednostek tajnych, o których istnieniu – ze względu na ich tajność – i tak nikt nie wie. Jeśli zaś idzie o jednostki, których istnienia nie da się utajnić, to najtańszym i równie skutecznym co obecny sposobem ich ochrony byłoby trzymanie w nich wart honorowych przez oddziały zuchów lub harcerzy.