Tybetański rząd na uchodźstwie ma nowego szefa. Już nie mnicha, tylko prawnika z Harvardu. 43-letni dr Lobsang Sangay wygrał w wolnych wyborach zorganizowanych przez Tybetańczyków żyjących w diasporze w ponad 30 krajach. Kandydatów było trzech, zwycięzca zdobył 55 proc. spośród 49 tys. oddanych głosów. Spełniła się wola Dalajlamy, który od lat orędował za tybetańską demokracją, czyli oddzieleniem władzy duchowej od świeckiej.
Nowy Kalon Tripa, bo tak nazywają Tybetańczycy szefa rządu, specjalizuje się w prawie międzynarodowym i konstytucyjnym, ma doskonałą prezencję i biegle włada angielskim. Zna się też na Chinach i ma dobre kontakty z uczonymi chińskimi w USA. Przygotował dwa ważne spotkania Dalajlamy na Harvardzie z ich udziałem. Udziela się na forum międzynarodowym, krążąc między Stanami, Europą i Indiami, które od pół wieku udzielają gościny Dalajlamie i jego ekipie w mieście Dharamsala, gdzie kwitnie tybetańskie życie religijne, kulturalne i obywatelskie. Ma duże szanse otworzyć nowy rozdział w historii politycznej swego ciemiężonego narodu. Pamiętajmy jednak, że Lobsang Sangay nie jest następcą Dalajlamy. Kwestia sukcesji władzy duchowej pozostaje otwarta i będzie godziną próby dla sprawy tybetańskiej.