Jeśli ktoś chce startować pod szyldem Platformy, to władze partii mają prawo wiedzieć, kim ta osoba jest” − powiedziała do prasy pani Pietraszewska z zarządu krajowego PO. Dlatego w celu dowiedzenia się czegoś o swoich ewentualnych kandydatach zarząd zdecydował, że każdy chętny do startu z list PO do końca kwietnia musi wypełnić ankietę, w której oprócz imienia i nazwiska miał ujawnić stan cywilny, przebieg kariery zawodowej, odbyte kary, posiadany majątek i zobowiązania kredytowe, znajomość języków, oraz donieść, czy konkubent, współmałżonek, bratowa, szwagier lub zięć są zatrudnieni w instytucjach publicznych lub samorządowych. Od kandydatów nie wymagano odpowiadania na kłopotliwe pytania natury osobistej, dlatego nie musieli ujawniać, czy mają jakieś poglądy polityczne.
Jednym z celów ankiety jest niedopuszczenie do pojawienia się na listach obcych osób o podejrzanej przeszłości i równie podejrzanej przyszłości. Jest to zresztą nie tylko problem PO. Przypadek posła Ćwierza z PiS, który przez cztery lata sprytnie przyczajał się, aby teraz wystąpić z koncepcją, iż przyczyną katastrofy smoleńskiej mógł być rozpylony przez Rosjan hel, świadczy o tym, że wnikliwa selekcja kandydatów przydałaby się we wszystkich partiach.