Hipoteki, sprzedaż wiązana, walka o utrzymanie jakości portfela kredytowego oraz ścisła kontrola kosztów – tak najkrócej można scharakteryzować 2010 r. w polskiej bankowości. Znaczna poprawa wyników pokazuje, że światowy kryzys nie poczynił w krajowych bankach poważniejszych szkód. Udało się zmniejszyć koszty finansowania i ustabilizować odpisy na zagrożone aktywa. Byliśmy też świadkami tzw. wojny na konta, w której banki oferowały klientom coraz to wymyślniejsze rozwiązania. Również Raiffeisen wprowadził nowe pakiety rachunków, a także umacniał pozycję lidera w bankowości mobilnej.
Polski sektor bankowy znalazł się na najlepszej drodze, by już w 2011 r. zanotować zysk netto zbliżony do rekordowych wyników z lat 2007−08, gdy przekraczał on 13,5 mld zł. Warto zauważyć, że dzieje się tak jednak przy dużo skromniejszym zwrocie z kapitału, który wówczas oscylował wokół 25 proc., podczas gdy obecnie jest o ok.10 proc. niższy. Z drugiej strony, polskie banki są stabilniejsze − dzięki podnoszeniu kapitałów mają wysokie wskaźniki wypłacalności, a m.in. za sprawą nowych rekomendacji Komisji Nadzoru Finansowego jeszcze bezpieczniej udzielają pożyczek.
Jestem przekonany, że w tym roku polskie firmy wreszcie zaczną inwestować, co zwiększy ich zapotrzebowanie na środki finansowe z banków, choć z drugiej strony regulacje nadzoru mogą hamować przyrost kredytów hipotecznych. Rezerwy na złe kredyty będą się obniżać wraz z postępującą poprawą sytuacji konsumentów i przedsiębiorstw. Dalej powinniśmy mieć do czynienia z konsolidacją w sektorze, czego zapowiedzią był zakup na początku lutego przez naszego właściciela, czyli Raiffeisen Bank International, 70 proc. udziałów w Polbanku EFG. Praktycznie wszystkie większe i średnie banki zdecydowały po kryzysie, że chcą być uniwersalne, a to oznacza, że konkurencja jeszcze się zaostrzy. W tej walce pozostaną tylko najsilniejsi i najlepsi.
Piotr Czarnecki
prezes Raiffeisen Bank Polska